niedziela, 6 października 2019

TURCJA 2019 - DZIEŃ 5

Dzień 5: Kapadocja!!! Podziemne miasto Derinkuyu -> Uchisar -> Goreme

Dziś na śniadanie mamy arbuza. Połową owocu cała nasza czwórka najadła się do syta. Ruszamy w stronę Kapadocji, po drodze zahaczając o skalne miasta.


Chłopczyk na osiołku też zrobił nam zdjęcie. Chyba byliśmy dla niego taką samą atrakcją jak on dla nas :)

To krater, w górze którego spaliśmy:


Postanowiliśmy ograniczyć się do jednego skalnego miasta. Patrząc po zdjęciach w necie, Derinkuyu (w tłumaczeniu dosłownym "głęboka studnia") wydawało się najciekawsze (braliśmy pod uwagę jeszcze Kaymakli). To jest taki jakby kilkupiętrowy blok mieszkalny, tylko, że budowany w dół (głębokość sięga 60 metrów, a wszystkich poziomów jest co najmniej siedem). Ślady na ścianach sugerują, że drążyli te otwory jakimiś małymi narzędziami. Wrażenie robi zwłaszcza system wentylacji (długie wykute ciągi wymieniające powietrze między ziemią a całym tym podziemiem). Podziemne miasto jest naprawdę super, wbierzcie się koniecznie.






A to drzwi wejsciowe. Taki głaz podobno mógł ważyć nawet 500 kilo.



Po południu docieramy do Kapadocji. Zaczynamy ją zwiedzać według miejsc widokowych oznaczonych na Googlach, począwszy od Uchisar, skąd jest piękna panorama okolicy.

Drzewko, gdzie można zawiesić oko proroka na szczęście:




Słynne Twin Fairy Chimneys:




Pamiątkowe laleczki:

A to przepiękny punkt widokowy, na który trafiliśmy przypadkiem (gdzieś po drodze do doliny miłości - wjazd był płatny parę lirów):



Trzeba było się trochę powspinać pod górę, ale warto:



Baloniki - kolejna z popularnych pamiątek z Kapadocji:

Gozleme, cudny krajobraz i miękka kanapa - czego chcieć więcej?

A to też przypadkiem znalezione miejsce (gdzieś w okolicach Pasabag) - generalnie droga  była tylko dla quadów, ale wbrew zakazom kręciło się tam sporo starych, zabytkowych aut, wynajętych na poczet sesji różnych skośnych blogerek modowych.





A to Love Valley - już rozumiem, skąd ta nazwa ;)

A na tym drzewku można zawiesić dzbanki z życzeniami do spełnienia:

Chcieliśmy jeszcze wspiąć się na górkę, na której według mapy był ładny widok na zachód Słońca, ale po obserwacji nieudanej próby wspinaczki unieskutecznionej przez innych turystów zaniechaliśmy tego, bo w sumie i tak widok mieliśmy ładny :)
Do Goreme zajechaliśmy już dość późnym wieczorem. Po krótkim rekonesansie cen lotów balonem i i burzliwej dyskusji uznaliśmy, że 200 euro za godzinę zabawy to jednak sporo. Pewnie dałoby się trochę potargować, znaleźć jakieś biuro na zadupiu, jakiś stary balon, itp., ale tak czy siak to kupa kasy. Ale za to znaleźliśmy fajne pokoje w hotelu w skale, w którym - przy korzystnych wiatrach - rano na tarasie widać latające balony. Sprawdzimy to :) A póki co idziemy posączyć pyszne białe wino za 25 lirów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz