BELGIA DZIEŃ 1
(1 DZIEŃ PODRÓŻY)
Dom -> Kraków -> Bruksela
Ryanair ostatnimi czasy miał różne dziwne przeboje związane z odwoływaniem i zmienianiem lotów, więc mimo, że pierwszy lot "właściwy" mamy dopiero 27-go rano, decydujemy się lecieć do Brukseli już 25-go rano. Raz, że tanio, a dwa, że bezpieczniej mieć dzień rezerwy "w razie czego". Nigdy wcześniej nie byłam w Belgii, więc zawsze to dodatkowy kawałek świata do zobaczenia.
Do Krakowa podrzuca nas Adasz, a z lotniska do centrum Brukseli udaje nam się dostać na stopa. Dobrze, bo autobus kosztowałby nas 17 euro na osobę. Nie mamy pojęcia, gdzie będziemy spały, więc najpierw idziemy pozwiedzać, a potem usiąść na piwie i zastanowić się, co dalej.
Mural na jednej z brukselskich kamienic:
Słynne belgijskie piwa - polecam zwłaszcza wiśniowego Krieka:
Manneken Pis - sikający chłopczyk:
Bruksela bardzo pozytywnie mnie zaskakuje. Czytałam o niej, że jest jedną z najbrzydszych europejskich stolic i że w ogóle Belgia nie ma nic do zaoferowania. Moje pierwsze wrażenie (i każde następne) było zupełnie inne. Miasto wydało mi się malownicze, sympatyczne, ciepłe i klimatyczne, a Wielki Plac, czyli rynek miasta po prostu zapiera dech w piersiach.
Gofry są obok czekolady, piwa i frytek jednym z symboli Brukseli. Aż ślinka cieknie ;)
Przepiękny brukselski rynek:
Jedno z wielu stoisk z pamiątkami:
Belgijska czekolada - niebo w gębie.
Malownicza Galeria Hubertus:
Jeanneke Pis - sikająca dziewczynka:
Popołudnie spędzamy, sącząc piwo w kultowym Delirium, które w 2004 roku zostało wpisane do Księgi Rekordów Guinessa, oferując 2004 rodzajów piwa. Od tego czasu asortyment powiększył się do 2400. W międzyczasie próbujemy poszukać jakiegoś spania. Generalnie jest drogo. Za noc trzeba liczyć około 80-100 zł za noc od osoby. Hmm, a może by tak zrobić sobie nocną rundkę po klubach? Ewentualnie zaszyć się gdzieś na jakimś dworcu albo stacji metra? Na szczęście na ostatnią chwilę udaje nam się uzyskać zaproszenie od jednego z couchsurfingowych podróżników. Gość jest naprawdę super - pomimo, że jutro ma lot do Brazylii i dużo roboty z tym związanej (pakowanie i w ogóle) to zgadza się nas przenocować, spędza z nami czas, częstuje winem i jedzeniem oraz udziela nam wielu cennych porad. Jeśli więc szukacie fajnego hosta, gorąco polecam Cedrika Lupo.
Nocą również rynek wygląda niesamowicie:
Po krótkim wieczornym spacerku jedziemy metrem do mieszkania Cedrika. Jest ono usytuowane w takiej fajnej dzielnicy kamienic wyglądających trochę jak angielskie. Zaglądając ludziom do okien (dużych, prawie na całych ścianach) zauważamy, że mieszkania tworzą naprawdę wielkie przestrzenie - duże, przestronne pokoje. Najczęściej przechodnie, kryjące kolejne wielkie pomieszczenia. Takie też jest mieszkanie naszego gospodarza. Dostajemy materace w pokoju, który jest jednocześnie salonem i pokojem do pracy.
Koszty:
- dwa małe piwa w w Delirium: 7,7 EUR
- półtora piwa Kriek w sklepie: 3,6 EUR
- burger: 1 EUR
- bilet 24h na metro: 7,5 EUR
RAZEM: 19,80 EUR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz