jakieś pola w drodze do Góðafoss -> wodospad Góðafoss -> wulkan Hverfjall -> Grjótagjá -> Mývatn -> Namafjall i Hverir -> wulkan Krafla -> wodospady Dettifoss i Selfoss -> dziki interior
dystans: ok. 350 km
Rano na niebie nadal nie ma ani jednej chmury. Doskonale! Wyczołguję się z namiotu ledwo żywa przez to wczorajsze picie. To wszystko przez to, że nie muszę prowadzić :P
Zwijamy obóz, robimy porządne śniadanie, bo trzeba jakoś wrócić do życia - przed nami kolejny bardzo intensywny dzień. Zaczynamy go od przepięknego wodospadu Góðafoss.
Bardzo towarzyskie owieczki - w dotyku przypominały babcine sweterki:
Przepiękne widoki, choć czasem łyso bez drzew:
Do wodospadu Góðafoss można podjechać z dwóch stron. My oczywiście idziemy oglądać go z obu. Patrzymy jak zahipnotyzowani na spadające tafle wody. Islandzkie wodospady są naprawdę imponujące.
Jeszcze nie wiemy, jak bardzo taka maszyna może tu być przydatna:
A to widok z drugiej strony - tu można zejść na dół. Byli tam ludzie na kajakach :)
Kolejny na naszej dzisiejszej liście jest wygasły wulkan Hverfjall. Nie tak prosto - trzeba na niego wejść. W taką piękną pogodę jest to czysta przyjemność. Na szczycie odkrywamy prawdziwie księżycowy krajobraz - kamienna pustka. Wulkan otacza ogromny płaskowyż - chyba lawa wulkaniczna zrównała kiedyś z ziemią wszystko, co tam wcześniej było.
Z wulkanu wkraczamy do strefy gejzerów. Wstępujemy też do jaskini Grjótagjá, gdzie temperatura sięga około 43-46 stopni (były czasy, że było to nawet 60). Jest mniej-więcej taka jak w wannie, do której ktoś nalał za gorącej wody. Chyba nie odważyłabym się zanurzyć więcej niż nogi lub stopy.
W Mývatn są fajne termy, ale ich cena jest niefajna, bo wstęp kosztuje coś koło 150 złotych. Znaliśmy te ceny, więc z góry założyliśmy, że przyjdziemy sobie tu tylko popatrzeć. Jest kawałek dalej takie same (a nawet lepsze) geotermalne jeziorko, ale niestety z zakazem kąpieli, którego raczej nie da się przeskoczyć (byłoby nas widać z kilometra). No trudno.
Szału nie ma, a że Islandia ma mnóstwo dzikich ciepłych źródeł to w gruncie rzeczy niewielka strata.
Znajdujemy się na aktywnym wulkanie, co widać szczególnie na polach geotermalnych Namafjall, gdzie wszystko dookoła dymi i śmierdzi siarką. Ponoć to właśnie tutaj amerykańscy astronauci ćwiczyli chodzenie po kraterach przed swoją pierwszą misją na księżyc.
Nie myślałam, że po Rumunii i Azerbejdżanie jeszcze gdzieś zobaczę wulkany błotne:
Energia geotermalna to naprawdę żywioł:
Wulkan Krafla, który - będąc ciągle aktywnym - jest sprawcą całej tej zadymy dookoła.
Ostatni punkt na dziś - wodospady Dettifoss i Selfoss. Można do nich dotrzeć od dwóch stron kanionu. My akurat wybraliśmy tą, która była najbliżej.
Najpierw schodzi się ścieżką do kanionu, a następnie kamienistym szlakiem do pierwszego z wodospadów, Dettifoss. Jest naprawdę mega. Można podejść do niego tak blisko, jak tylko się chce. Trzeba jednak bardzo uważać, bo wystarczy jeden nieostrożny ruch i może skończyć się tragicznie. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko wodospadu - z góry można podziwiać taniec mgły powstałej z kropli deszczu odbijającej się od bazaltowych skał.
Drugi wodospad - Selfoss - znajduje się o krótki spacer dalej. Taka islandzka Niagara. Gdybym teraz miała wybrać najlepszy wodospad w Islandii to chyba padłoby właśnie na Selfoss. Niemniej jednak każdy z odwiedzanych wodospadów zapiera dech w piersiach, odbiera mowę i rzuca na kolana. Szkoda, że Łukasz nie mógł tego oglądać z nami.
Na następny dzień mamy zaplanowany interior. Trasę na około 200 kilometrów. Zamierzaliśmy jechać drogą F88 do wulkanu Oskjuvatn i wrócić drogami F910 i F905. Spotkana przypadkiem na stacji benzynowej przewodniczka terenowego autokaru (serio - zwykły autokar tylko z taaaakimi kołami) radzi nam jednak zrezygnować z F88, bo nie pokonamy rzeki. Mówi, że nasza powrotna opcja powinna być znośniejsza. Modyfikujemy więc nasz plan według usłyszanych wskazówek. Gdy wkraczamy w dziki interior jest już dość późno. Stosunkowo szybko znajdujemy fajne jeziorko, koło którego rozbijamy nasz obóz. Po ciemku nie ma sensu jechać dalej, a tutaj jest naprawdę ładnie. Pustka. Ani jednego krzaka. Hmm, gdzie tu można zrobić siku? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz