środa, 16 sierpnia 2017

LITWA, ŁOTWA, ESTONIA 2017 - DZIEŃ 3

poniedziałek, 24 lipca 2017

Telsze -> Płotele -> Lipawa -> Ryga

Pogoda dziś nas nie rozpieszcza, więc składamy szybko namiot i kierujemy się w stronę wybrzeża. Jesteśmy wstępnie umówieni dziś wieczorem w Rydze, więc - biorąc pod uwagę aurę - postanawiamy odpuścić sobie Mierzeję Kurońską i Półwysep Kolka. Może innym razem. Póki co, zatrzymujemy się w Telszach, w których - według przewodnika - jest ciekawa starówka, na której można zagrać sobie planem miasta (obraca się go tak, żeby kulka wpadła do odpowiedniej dziurki). Mamy też nadzieję na znalezienie czegoś do jedzenia na śniadanie.



 Jest dopiero 8 rano, więc pobliskie sklepy są jeszcze pozamykane. Idziemy więc na spacer po mieście licząc, że może jednak jakiś spożywczak lub piekarnię po drodze utrafimy.




 Gdy już straciliśmy wszelką nadzieję na jakiekolwiek śniadanko zauważamy przy jeziorze jakiś targ. Idziemy w jego kierunku, mając nadzieję na jakieś świeże owoce albo mleko. W pobliżu zauważamy drewniany domek, który okazuje się restauracyjką. O dziwo otwartą. Próbujemy po angielsku i niemiecku dowiedzieć się, co o tej porze możemy dostać. Poziom zrozumienia jest dość słaby. Nagle, słysząc rozmowę między nami, siedzący nieopodal starszy pan wybucha śmiechem i mówi, żebyśmy rozmawiali po polsku, że oni są Żmudź i znają polski. I rzeczywiście zamieniamy parę zdać ładną polszczyzną.
Z menu dostępne są jedynie bliny, czego wcale nie żałujemy, bo okazały się jedną z najpyszniejszych potraw tego wyjazdu. Mamy więc dwie porcje blinów z kefirem i kawą, za co płacimy całe 5,50 euro :)


Naszym pierwszym celem na dziś jest była sowiecka baza rakietowa w Płotelach. Bilet kosztuje 5 euro. Wejścia są o pełnych godzinach. Prawdzie zwiedzanie jest możliwe wyłącznie z przewodnikiem, ale nasz przewodnik gdy orientuje się, że nie mówimy po Litewsku pozwala nam łazić gdzie tylko chcemy. A jest gdzie łazić. Obiekt jest naprawdę świetnie przygotowany i opisany, każde pomieszczenie jest ciekawie zaadaptowane. Wybierzcie się tam, warto.














Chwilowo żegnamy Litwę i przekraczamy granicę z Łotwą, która powitała nas kurzącymi niemiłosiernie szutrowymi drogami. Tłuczemy się nimi do Lipawy, gdzie interesuje nas przede wszystkim wojskowa dzielnica Karosta, a zwłaszcza znajdujące się w niej sowieckie więzienie dla żołnierzy. Obecnie poza zwiedzaniem (bilet kosztuje 4,5 euro) można również zamówić tam sobie nocleg, podczas którego (po podpisaniu wymaganych zgód) zamykają Was w celi i traktują jak więźnia.
Bardzo polecam to miejsce. Jest możliwość zwiedzania w języku angielskim. Nasza przewodniczka opowiada bardzo ciekawe rzeczy. Szczególne wrażenie robiła ta nonszalancja, z którą opisywała nam tortury na więźniach. Idźcie tu, warto.












Po zwiedzeniu więzienia idziemy na krótki spacer wzdłuż lasów i sowieckich bloków. Włamujemy się też do jakiejś nieczynnej hali przemysłowej. Lubię opuszczone miejsca, a zwłaszcza urbex.



A to forty:



Wizytę w Lipawie kończymy na zwiedzaniu bazy wojskowej NATO, krótkim plażowaniem i smacznym obiadku.



Latarnia morska:


Piękne, szerokie piaszczyste plaże i płytka woda, przez którą można było iść i iść wgłąb morza...

Łotewskie piwko :)

Obiad w uroczej restauracyjce (9,20 euro za wszystko)

Późnym popołudniem dojeżdżamy do Rygi, gdzie goszczą nas znajomi rodziców Martina. Szczerze mówiąc, bardzo nie przepadam za takimi gościnami, bo traci się dużo czasu i generalnie kontrolę nad sytuacją. Zapraszają nas do restauracji, gdzie - pomimo naprawdę miłej atmosfery - żałuję, że nie spacerujemy w tym czasie po mieście. Udaje nam się wyrwać na chwilę dopiero bardzo późnym wieczorem. No ale nie ma co narzekać. Oszczędzamy na noclegu i parkingu.




Koszty: średnio 23 euro na osobę, w tym średnio po 7,5 euro wstępy, 9 euro jedzenie, reszta to paliwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz