poniedziałek, 19 lutego 2018

KOSTARYKA NIKARAGUA KANADA BELGIA 2018 - DZIEŃ 18

 niedziela, 11 lutego 2018

KANADA
DZIEŃ 1
(18 DZIEŃ PODRÓŻY

San Jose -> Toronto -> Londyn -> Bruksela

Strefa wolnocłowa w San Jose jest naprawdę spoko. Wszędzie częstują kawą i czekoladowymi drażami z ziarnami kawy w środku. Mam w sobie tyle kofeiny, że przez wszystkie loty nie mogę zasnąć.
Po przejściu przez wszystkie bramki dziwimy się, czemu nikt nam nie przybija stempla wyjazdowego. Czy coś przegapiłyśmy? I czemu nikt nie chce od nas 15 dolarów opłaty wyjazdowej? Nie żebyśmy chciały wylecieć z tej kasy, ale nie chcemy mieć potem misia w paszporcie jeśli tu jeszcze kiedyś przylecimy. Gdy pytamy o to kilku niezależnych ludzi z obsługi, wszyscy odpowiadają, że tak ma być i pewnie mamy to w cenie. Jesteśmy kolejne zielone do przodu ;)

Lotniskowe figurki :)


W Kanadzie przeżywamy mały szok klimatyczny. Mamy na sobie wszystkie możliwe ciuchy, ale widok zza okna i tak trochę przeraża. Do odlotu mamy pięć godzin, próbujemy więc dostać się "na miasto". Może przez tą chwilę nie zamarzniemy. Z lotniska do centrum kursuje bezpośredni pociąg (niecałe pół godziny w jedną stronę). Nie jest tani (12,35 dolarów kanadyjskich), ale będąc tak blisko wstyd byłoby się nie przejechać. Kupujemy więc bilet (jeden - nie wiem, czy Wam wcześniej wspominałam, ale jestem "kobietą bez serca" i w związku z tym mam orzeczenie o niepełnosprawności, a w tym przypadku Karolina jako osoba mi towarzysząca nie musi płacić za bilet) i ruszamy. Docieramy rzeczywiście do samego centrum. Patrzymy na zegarek: mamy jakieś półtorej godziny. No to chodu (co wcale nie jest takie proste zważywszy na stopień śliskości wszystkiego dookoła). Idziemy pod słynną wieżę CN Tower. Wjazd byłby bez sensu, bo chmury i mgła, ale popatrzeć sobie można. Na zwiedzanie akwarium trochę mało czasu a nie mamy pojęcia, co tu jeszcze jest w okolicy. Zauważamy jakąś parkę, więc podchodzimy i pytamy, co radzą zobaczyć, gdy ma się niewiele ponad godzinę. Radzą nam iść do China Town. Jest to około pół godziny drogi stąd, więc akurat na nasz zasób czasu. Lecimy!










Dymiący komin pośrodku setek biurowców:

Chińska dzielnica mieści się koło osiedla fajnych mieszkalnych zabudowań. Trochę jak w Anglii, trochę jak w Belgii:

China Town to rzeczywiście "inny świat". Szkoda, że obchody Nowego Roku są dopiero w fazie przygotowań. Spacerujemy po dzielnicy, kupujemy magnesy na pamiątkę i wracamy, bo byłoby dobrze zdążyć na samolot, który jak na złość nie ma żadnego opóźnienia (co na tym lotnisku jest podobno rzadkością).












Na tym lotnisku są zdecydowanie odmienne motywy zwierzęce - zamiast żółwików i żabek pingwinki ;)

Przez tą kawę nie mogę spać i lot wyjątkowo mi się dłuży. W gruncie rzeczy może to nawet dobrze, że nie mogę zasnąć - będzie mi łatwiej pokonać laga. Oglądam filmy z angielskimi napisami - może kiedyś w końcu się nauczę tego języka ;)

Po wylądowaniu mamy jeszcze krótkie czekanie na lotnisku w Heathrow. Śmiejemy się z zabawnych komentarzy pani zapowiadającej loty. Dotyczą one odprawy, która odbywa się równocześnie przy wejściu numer 15 i 16. Pani informuje o boardingu i rzuca komentarze typu, że jeśli przejdziecie przez bramkę nr 16 zamiast nr 15, to bardzo się zdziwicie, albo będziecie mieć długi spacer z Brukseli do Dusseldorfu ;) Fakt faktem, że ta odprawa była dość skomplikowana, bo bilety były podzielone na jakieś tam kolory czy sektory i tych kolejek do każdej z bramek było sporo i na dobrą sprawę, to my też mało nie wsiadłyśmy do złego samolotu, bo przez pewien czas stałyśmy razem z innymi ludźmi w niewłaściwej kolejce ;) 

Koszty:
- magnes: 3,38 CAD;
- pociąg z lotniska do Toronto (w dwie strony): 12,35 CAD do podziału na nas dwie.
  Razem: 9,55 CAD, czyli jakieś 26 złotych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz