poniedziałek, 19 lutego 2018

KOSTARYKA NIKARAGUA KANADA BELGIA 2018 - DZIEŃ 9

piątek, 2 lutego 2018

NIKARAGUA
DZIEŃ 2
(9 DZIEN PODRÓŻY)

San Jose na Ometepe -> Ojo de Agua -> San Jose na Ometepe -> Rivas -> Masaya -> Granada

Wczoraj wieczorem trochę czytałałyśmy o Ometepe i póki co najbardziej interesujące wydaje nam się Ojo de Agua, naturalny basen zasilany wodą z wulkanu Maderas. Postanawiamy się tam wybrać w pierwszej kolejności, a potem - jeśli wystarczy czasu - pozwiedzać te punkty w pobliżu przystani, które mapa nam wskazała wczoraj jako interesujące. Zostawiamy więc plecaki u właścicielki hostalu i ruszamy w drogę.

Piękny ogródek w świetle dziennym:

Hall naszego hostalu - prowizorka wypełniona hamakami i bujanymi fotelami:

A to otoczenie naszego hostalu (w tle górował złowieszczo wulkan spowity chmurami):

Dotarcie do oka poszło nam nadspodziewanie dobrze. Zaraz jak tylko wyszłyśmy, spotkałyśmy naszego wczorajszego znajomego miejscowego. Zaproponował nam podwiezienie na motorze, bo - jak twierdził - akurat jechał do pracy w te okolice. W sumie czemu nie. Tak więc po kilkunastu minutach trafiamy pod bramę naszego celu. Pan nieśmiało pyta o dwa dolary na paliwo, ale odmawiamy tłumacząc, że podobno miał po drodze i generalnie powinien o takich rzeczach mówić wcześniej. Zawstydza się i odjeżdża. Trochę nam głupio, w sumie mogłyśmy mu coś dać a nie jak te polskie cebule. No ale trudno.


Tutaj macie rozkład promów:

Wstęp do Oja kosztuje 5 dolarów. Pamiętajcie, ze na jego terenie nie można palić. Siedzenie w basenach nie jest jedyną aktywnością, jaką można tam robić. Dookoła jest niespełna dwukilometrowa ścieżka spacerowa, którą gorąco Wam polecam. Natrafiłyśmy tam na różne kolorowe motyle, dwa gatunki małp (w tym czarne "wyjce", na których bardzo nam zależało) i jaszczurki. I w gratisie nazbierałyśmy tyle platanów prosto z drzewa, że miałyśmy prowiant na dwa dni.



Popatrzcie, ile cudownych stworzeń można spotkać podczas półgodzinnej wycieczki:

























Po spacerku rozkładamy się nad wodą. Turkusowe oczko w otoczeniu palm działa bardzo relaksująco.

W pobliżu znajduje się budka, w której miejscowy chłopaczek robi drinki z kokosów. Miesza wodę kokosową z rumem Fior de Cana, rumem Plat i jeszcze jakimś słodkim syropkiem. Przepyszne. Nie jest to tanie, więc kupujemy jeden kokos alkoholowy i jeden zwykły. Wygląda na to, że spodobałam się kolesiowi, bo mamy przyjść po dolewkę (on to tłumaczy, że to resztka z naszego kokosa i nam się należy, ale innym tego nie proponował). Gdy zjawiam się, żeby uzupełnić kokosy, mówi, że mam przyjść jak wypijemy to nam je rozkroi. Kiedy przychodzę z pustymi kokosami, proponuje nam za darmo kolejne drinki. I tak całe popołudnie pijemy sobie darmowy rum korzystając z tego, że chłopak się zakochał. Na koniec zabierają nas jeszcze razem z kolegą na motorze na wycieczkę po wyspie, po czym odstawiają nas na autobus. Ometepe to naprawdę ciekawe miejsce ;)





Pierożek empanadas:



Plaża, na którą zabrali nas chłopcy. No nie powala urodą ;)

W gruncie rzeczy to nawet pasowalibyśmy do siebie :D



Po powrocie do San Jose kierujemy się do hostalu po nasze plecaki, a potem na prom. Mamy w planie dostać się na noc do Granady.

Wulkan Concepcion spowity chmurami:

Latające wolno prosiaczki:

No to odpływamy.


W Rivasie udaje nam się złapać jakiś szybki autokar. Wprawdzie nie jedzie bezpośrednio do Granady, ale podrzuca nas do Masayi, skąd łatwo łapiemy autobus do Granady.

W Granadzie trudniejszą sprawą okazało się znalezienie noclegu. Wydawało mi się, że w takim turystycznym mieście guesthousy będą na każdym kroku, a tu chodzimy po tych uliczkach, chodzimy i nic. Nie znajdujemy nic nawet tam, gdzie nam mapa wskazuje, że coś powinno być. W końcu jakiś miejscowy wskazuje nam drogę. Rzeczywiście, trafiamy do guesthouse'a. Takiego mega, mega backpackerskiego, pełnego wytatuowanych, zjaranych ludzi. W każdym z pokoi jest tylko po jednym wolnym miejscu, więc dziś śpimy osobno. Zapowiada się ciekawa noc. Jest tu zakaz trzymania plecaków w pokoju, więc wrzucamy je do szafek na korytarzu. Teoretycznie jeśli masz własną kłódkę to możesz sobie ten plecak zamknąć, ale mój zamek i tak jest wyłamany, więc nie na wiele by się to zdało. Układamy tylko te zamki tak, żeby wyglądały od biedy na zamknięte i cieszymy się, że jesteśmy biednymi Polkami i nie mamy nic cennego.

To mój pokój:

Oprócz bananów i empanadas nic dziś nie jadłyśmy, więc wyruszamy na wieczorny spacer pod katedrę. W parku siedzą sobie najprawdziwsi Mariachi i pobrzękują na swoich instrumentach.


Słynna uliczna quesilla - tortilla z serem quesillo. Polecam!
Po powrocie zauważamy, że nasz hostal ma nawet basen. Póki co nie chce nam się z niego korzystać. Ładuję sprzęty, biorę prysznic i idę spać. Strasznie mnie coś żre w nocy, ale nie chce mi się wstawać żeby popsikać się Muggą.

Koszty:
- bilet do Ojo de Agua: 5 USD;
- woda mineralna: 30 NIO do podziału na nas dwie;
- papierosy: 60 NIO;
- kokos: 30 NIO do podziału na nas dwie;
- kokos z rumem: 90 NIO do podziału na nas dwie;
- autobus z Ojo de Agua do San Jose del Sur: 10 NIO;
- pierożek empanadas: 35 NIO;
- prom do San Jorge: 50 NIO;
- taksówka do Rivas: 30 NIO;
- autobus do Masayi: 70 NIO;
- autobus do Granady: 10 NIO;
- dorm w Granadzie: 5 USD;
- quesilla: 30 NIO;
- woda mineralna: 24 NIO do podziału na nas dwie;
- suszone banany: 10 NIO do podziału na nas dwie.
   RAZEM: 387 NIO + 10 dolarów, czyli jakieś 75 złotych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz