środa, 23 listopada 2016

INDIE 2016 - dzień 1

wtorek, 1 listopada 2016

8 dzień podróży

Kakkarvitta -> Gangtok

Wygniecione, wymęczone i wyobijane w końcu docieramy na naszą granicę. Nikt tam nikogo nie pilnuje, nie sprawdza paszportów ani nic, można sobie spokojnie przełazić. Szukamy więc najpierw odpowiedniego budynku, w którym dostaniemy pieczątkę wyjazdową, a potem budynku, w którym ktoś zechce przybić nam pieczątkę wjazdową. Granicę stanowi rzeka, której jeden brzeg jest nepalski, a drugi już indyjski. Jeśli chodzi o krajobraz i warunki naturalne, jest to jedna z najładniejszych przekraczanych przeze mnie granic.

To właśnie brama po nepalskiej stronie granicy.



Przygraniczne pola ryżowe:





Na granicy trochę czekamy, bo akurat odprawia się jakaś wycieczka. Też jesteśmy białe, więc przy okazji dostajemy herbatę i samosy należne uczestnikom tamtej grupy. Pieczątkę dostajemy po rozmowie z panem celnikiem. Musimy podać, gdzie się wybieramy i gdzie będziemy spać. Dobrze, że miałam przygotowane parę fikcyjnych adresów. Pan uczula nas na konieczność uzyskania pozwolenia na pobyt w Sikkimie. Wymienia nawet jakąś nazwę, gdzie można ją dostać, ale nie za bardzo wiemy, czy to nazwa urzędu, miejscowości czy np. jakiejś ulicy w Gangtoku. No nic, jakoś to załatwimy.

Spod granicy potrzebujemy się dostać do Siliguri, żeby tam łapać coś do Darjeeling. Żeby się dostać gdziekolwiek potrzebujemy waluty. Chodzimy więc pomiędzy budkami wyglądającymi jak kurniki, bo miejscowi twierdzą, że gdzieś tam jest kantor. W końcu jakiś facet - wskazując na jeden z kurników - mówi nam, że "o tutaj" sprzedaje się walutę, ale z racji święta jest nieczynne. Zaprasza nas na śniadanie do pobliskiej budki i każe czekać. Dzwoni do pana sprzedającego walutę, ale ten nie zgadza się wymienić mniej niż 100 dolarów. Nie chcemy wymieniać takiej dużej kasy u cinkciarza, ale na szczęście gdy gość w końcu się zjawia, udaje nam się zamienić 50 dolarów (nawet po jakimś całkiem niezłym kursie, chyba po 24 rupie za dolara). Tak więc mamy kasę i darmowe śniadanie. Ruszamy dalej.


W Siliguri próbujemy złapać autobus do Darjeeling, ale okazuje się, że dziś nic już tam nie jedzie. No tak, święto. Ponoć jedyną opcją jest jeep dzielony razem z innymi pasażerami (czyli upchany do granic możliwości). Akurat podjeżdża jeep do Gangtoku (bilet 200 rupii). Uznaję to za znak od losu, że trzeba najpierw jechać właśnie tam. Tłuczemy się więc kolejne godziny (chyba łącznie jakoś koło 5 godzin) po wybojach. Nasze plecaki zostały wrzucone na bagażnik na dachu. Trochę mam stracha, że je zgubią na tych dziurach. Po kilku godzinach jazdy zatrzymujemy się przed posterunkiem (okazuje się, że wymieniona przez celnika nazwa to właśnie nazwa miejscowości, gdzie jest ten posterunek). Wypełniamy jakiś kwestionariusz, mówimy, na ile dni chcemy pozwolenie i dostajemy kolejną pieczątkę do paszportu (i turystyczną mapkę Sikkimu). Poszło gładko. Wychodząc przeżyłyśmy chwilę grozy gdy zorientowałyśmy się, że nigdzie nie ma naszego jeepa. Niefajnie byłoby zostać w Indiach bez żadnego plecaka. Na szczęście nasze autko stało zaparkowane kawałek dalej. Plecaki póki co jeszcze są.


To nasz jeep (mój plecak to ten czerwony).

Wpływy chińskie w Sikkimie były widoczne na każdym kroku:


Zanim wysiądziemy z jeepa opowiem Wam co nieco o Sikkimie. Do roku 1975 obszar ten był niezależną monarchią. Potem - zgodnie z plebiscytem przeprowadzonym wśród mieszkańców - króla zdetronizowano i przyłączono ten obszar do Indii. Chyba jest czymś w rodzaju republiki autonomicznej. Stolicą jest Gangtok, do którego właśnie jedziemy. Sikkim dzieli się na cztery okręgi. My będziemy w Sikkimie Wschodnim. Sikkim oprócz Nepalu graniczy z Tybetem, Bhutanem i Bangladeszem. Region leży u stóp Kanczendzongi, jednego z najwyższych ośmiotysięczników. Ludność Sikkimu mówi w 11 (oficjalnych) językach. Żyją z rolnictwa i turystyki. Jednym z bardzo ważnych miejsc jest klasztor w Rumteku, który był siedzibą XVI Karmapy. Miejsce to ma związek z obecnie trwającym strajkiem buddyjskich mnichów (tybetańskich - zwolnenników szkoły lamy Situ Rimpocze, eh długa historia) przeciwko brakowi pozwolenia na wizytę w Sikkimie jednego z dwóch siedemnastych Karmapów (dlaczego jest ich dwóch to dłuższa historia - możecie o tym też przeczytać tutaj i tutaj). Mnóstwo ciekawych informacji znajdziecie w angielskiej Wikipedii - tutaj.

Jeep wysadza nas na parkingu dla taksówek i mówi, że do centrum trzeba wyjechać parę kilometrów na szczyt góry. Wszędzie jest pełno policji i wojska. Kierowca poucza mnie, żeby absolutnie nie palić publicznie, bo grożą za to bardzo wysokie mandaty (chyba coś koło 1000 rupii). Łapiemy więc taksówkę i podjeżdżamy do miasta. Ceny są dość wysokie - tam, gdzie pytamy, podają tak od 1000 do 2000 rupii. Chcemy mieć jak najlepszy widok na góry, więc idziemy tak wysoko jak tylko się da. Znajdujemy całkiem przyjemny pokój z balkonem z widokiem na góry za 700 rupii. Całkiem nieźle. Chcemy pojechać nad jezioro Tsongmo (cena dla dwóch osób to 3200 rupii), ale okazuje się, że wyjazd tam wymaga specjalnego pozwolenia, na które musiałybyśmy czekać dodatkowy dzień. Decydujemy się więc wykupić sobie na jutro za 900 rupii wycieczkę po mieście.

To główna uliczka Gangtoku. Wszędzie indziej prowadziły strome schody umieszczone pomiędzy kamienicami.


W Gangtoku obowiązuje kategoryczny zakaz palenia. Wszędzie. Jedynym miejscem, w którym można palić, jest niewielka palarnia, w której również rezydują bezdomni i sprzedawcy różnych dziwnych rzeczy. W nocy palarnia jest zamykana na klucz. Palenie zabronione jest wszędzie, nawet na balkonie w hotelu. Totalny kategoryczny zakaz. Generalnie klimaty w Gangtoku są takie, że zaczynamy ją nazywać Koreą Północną.

Mnisi strajkujący na rzecz "swojego" XVII Karmapy.

Wieczorem idziemy coś przekąsić. Ceny w lokalnych fast-foodach nie są wygórowane, niestety jedzenie nie jest ani trochę tak dobre jak w Nepalu. Mamy nadzieję, że to się zmieni, gdy znajdziemy się w "prawdziwych" Indiach.

Pomnik Gandhiego:

Kilka najbardziej popularnych miejsc rekomendowanych przez biura turystyczne:

Nasz widok z balkonu. Już się nie mogę doczekać wschodu słońca:

Dziś jest Wszystkich Świętych. Znajduję się w idealnym miejscu na chwilę zadumy. To już drugi rok bez Łukasza i jednocześnie drugi rok, w którym Święto Zmarłych spędzam poza Europą. Może to i dobrze, przecież i tak niczego nie da się już zmienić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz