środa, 6 lipca 2016

AZERBEJDŻAN 2016 - dzień 1

czwartek, 23 czerwca 2016

Budapeszt -> Baku

Na lotnisku w Baku (swoją drogą - jeden z ładniejszych budynków lotnisk jakie widziałam w życiu) wylądowaliśmy około 6 rano. Siadamy na kawie w McDonaldzie (kawa droga - 2 dolary!) i planujemy nasz dzień. Dawid jest zdania, żeby jechać do Baku i trochę odpocząć po podróży. Mam ochotę wyruszyć w stronę Xinaliq, ale jestem po dwóch nieprzespanych nocach, więc może to i dobrze, że Baku - zamiast na końcu - zwiedzimy na początku. Znajdujemy więc na bookingu tani hostel blisko centrum (ten: http://www.bakupalacehotel.com/), postanawiamy więc go zarezerwować.

Z lotniska do miasta dojechać jest łatwo. Co pół godziny (w nocy co godzinę) kursują autobusy (bilet jednorazowy wraz z kartą kosztuje 1,50 manata). Bilety trzeba kupić w automacie. Generalnie płaci się za bilet + wydanie karty magnetycznej. Jednorazowy bilet na metro kosztuje 0,20 manata, więc kupując go musimy zapłacić 0,40 manata. Najlepszą opcją jest zakup za 1 manata karty z czterema przejazdami (więcej się nie da). Bilet na busa na lotnisko (w automacie jest opisany jako ExpressBus czy jakoś tak) można kupić maksymalnie na dwa przejazdy (wtedy płacimy 2 x 1,30 manata + 0,20 manata za kartę).
 
Bus z lotniska zatrzymuje się na dwóch przystankach: Koroglu (skąd można złapać autobus, pociąg lub marszrutkę do innych miast) i 28 Maja (gdzie jest główny dworzec kolejowy). Wysiadamy na 28 Maja i idziemy 1,5 km pieszo do naszego hostelu. A oto i on:

 
 Wystrój jest dość... hmm... sesesyjny, z wszechobecnymi barokowymi obrazami, żyrandolami, ciężkimi kotarami, kolumnami, fotelami i innymi "nadziabanymi" wszędzie zdobieniami. W naszym pokoju mamy nawet fortepian. Mamy też pana recepcjonistę, który - jak się później okaże - też będzie spał z nami.
Po ogarnięciu się idziemy na spacer po Baku. Miasto zachwyca nas od pierwszego wejrzenia. Wiedzieliśmy, że Baku będzie fajne, ale przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Te przestrzenie, place, fontanny, żółte budynki z piaskowca a pomiędzy nimi szklane fikuśne wieżowce, po prostu coś niesamowitego. Spójrzcie tylko.







 Poniżej słynna Wieża Dziewicza (w środku bardzo interaktywnie). Wstęp nie jest drogi (chyba coś około 2-3 manatów). Podczas wchodzenia na punkt widokowy na szczycie wieży napotkaliśmy (na każdym "piętrze") interaktywne wystawy, filmiki lub prezentacje związane z historią tego miejsca oraz innymi zabytkami znajdującymi się w okolicach Baku. Byliśmy zdumieni nowoczesnością tych wystaw. Były tam np. szklane ekrany wyświetlające obraz w 3D, czego nie ma chyba nawet u nas.




 To właśnie widok z Maiden Tower:

 Po zejściu z wieży spacerujemy po starym mieście. Próbujemy dostać się na wybrzeże, co wcale nie jest prostą sprawą ze względu na metalowe ogrodzenie pozostałe jeszcze z Formuły 1, która skończyła się tuż przed naszym przylotem.


 Noo, w końcu udaje nam się dostać do morza. Idziemy promenadką i zastanawiamy się, czy w Baku jest jakaś plaża. No niby wiem, że miasto portowe i w ogóle, ale gdzieś przecież musi być kawałek przestrzeni do plażowania...



 Otóż nie, nie musi. Zagadaliśmy do jakiś napotkanych chłopaków, jak dojść na plażę. Popatrzyli na nas zdziwieni i kazali nam iść za nimi. Zaprowadzili nas na stację metra i wytłumaczyli, że musimy dojechać nim na stację Koroglu i stamtąd łapać autobus w okolice Mardakanu (oddalonego o jakieś 45 minut drogi), bo tam są najbliższe plaże.Gdy podjechało metro, chłopaki kazali nam do niego nie wsiadać i pojechać następnym. Ich angielski (i nasz rosyjski) był na zbyt słabym poziomie żeby mogli nam wyjaśnić, dlaczego tak jest. Rzeczywiście brzmi to trochę dziwnie, że jednym metrem danej linii możemy dojechać na miejsce a drugim nie. Wytłumaczył nam to później koleś, który przysłuchiwał się naszej rozmowie. Otóż w Baku jedna linia metra (są dwie: czerwona i zielona) działa na zasadzie widelca i w pewnym momencie rozgałęzia się i zmienia kolor. Dalej trudno mi to sobie wyobrazić (na stacjach metra jest to rozrysowane ale mój babski mózg i tak tego nie ogarnia), ale przynajmniej wiemy, że jakieś uzasadnienie jest :)
Pan z metra (ten, który tłumaczył nam ten widelec) mówi nam, że najlepiej wsiąść w autobus linii 136 do Mardakanu. Pokazał nam też mniej-więcej, gdzie są plaże (jak na półwysep jest ich bardzo mało). Gdy wysiadamy na Koroglu podchodzi do nas kolejny chętny do pomocy młody człowiek. Jesteśmy naprawdę pozytywnie zaskoczeni podejściem ludzi, ich pozytywnym nastawieniem i otwartością. Łał.
Pan chciał, żebyśmy "wygodnie i komfortowo" dotarli na plażę, więc zaoferował, że znajdzie nam tanią taksówkę. Ta chęć "ułatwiania" nam podróży strasznie działała mi na nerwy, bo pojawiała się też w podejściu Nasiba, Alego i w ogóle wszystkich. Wiem, że oni wszyscy chcą dobrze, ale chyba mają błędne podejście o budżecie i zarobkach polskich turystów i nie rozumieją, że w ten sposób wpędzają nas w niepotrzebne koszty (już nie mówiąc o utracie frajdy z przebywania z lokalsami w publicznym transporcie).
Na szczęście zanim pan zawołał  taksówkę nadjechał rzeczony autobus linii 136, który zawiózł nas do Mardakanu. Aby dojechać na plażę potrzebna była przesiadka w autobus linii 141 (uwaga - w kierunku plaży jeździ co drugi). Chyba niewielu obcokrajowców podróżuje komunikacją publiczną, bo wszyscy przyglądali się nam z zaciekawieniem.


W powrotną drogę również wyruszamy autobusem. Nie mam pojęcia, gdzie nas zawiezie, więc obserwuję nasze położenie na mapie na telefonie, co wzbudza zainteresowanie siedzącej obok mnie kobiety, która pyta, gdzie chcemy dojechać. Okazuje się, że ona też jedzie w okolice centrum Baku, mówi więc, żebyśmy wysiedli razem z nią i poszli do metra. Na stacji metra obskoczyły nas kolejne kobiety i tak sobie podróżowaliśmy i rozmawialiśmy nie zważając na to, że prawie kompletnie się nie rozumiemy :) Z informacji, które udało mi się odszyfrować z rosyjsko-azerskiego wynika, że tutejsi mieszkańcy mają naprawdę sporą wiedzę o Europie, jej historii, wydarzeniach i kulturze. Nawet o Polsce wiedzą całkiem sporo. Jedna z pań potrafiła wymienić kilka polskich filmów i nawet aktorów, którzy w nich grali. Coś niesamowitego!
A to wieczorny krajobraz okolic starówki Baku:






W hostelu siedzimy przy piwie na balkonie do późnych godzin nocnych (tudzież wczesnych porannych). Jutro mamy w planach wyruszyć w końcu na Kaukaz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz