piątek, 26 lutego 2016

MAROKO 2016 - dzień 7

wtorek, 2 lutego 2016

okolice Igherm -> okolice Taroudant -> droga R205 -> przełęcz Tizi'N'Test -> Imlil -> jak najwyżej w górę -> Marrakesz

Dziś cały dzień jedziemy przez góry. Wczoraj zatrzymaliśmy się przy polnej dróżce parę kilometrów za Imlilem (był jakiś znak ostrzegawczy po arabsku, ale nic nie wybuchło, nic nas nie zjadło, więc chyba jest ok ;) ). Obudziliśmy się otoczeni przecudnymi górskimi widokami (choć niektórzy widzieli tylko podsufitkę Dacii :P). Po śniadanku (Ania jak zwykle nas rozpieszcza) ruszamy przez przełęcz Tizi'N'Test w stronę Imlilu. Widoki są naprawdę zapierające dech w piersiach. Szczególnie malownicze są małe, berberyjskie wioseczki schowane na górskich zboczach.














Kawa i ciasto w górskim miasteczku:


kaskaderskie robienie zdjęć z drogi:

Kolejne kozy na drzewie:



owoce arganowca:








Jebel Toubkal widziany znad Imlilu (minęliśmy miasteczko i jechaliśmy drogą tak długo jak prowadziła do góry - wysokościomierz pokazywał coś w granicach 2 400 metrów n.p.m). Sam Imlil poza widokami i szlakiem na Toubkala chyba nie ma nic szczególnego do zaoferowania, ale przejeżdżając tą trasą warto odbić te kilkanaście kilometrów, bo krajobrazy są naprawdę cudne.


Niczym nie zabezpieczone górskie serpentyny:


Malownicze wioseczki:




A to widok z okna lokalu, w którym w Imlilu jedliśmy obiad (niezbyt dobry):

Trochę chłodnawo ;)





Typowa marokańska toaleta - dziura w ziemi, kranik i wiaderko.

Uliczka w Imlilu:


Do Marrakeszu docieramy wieczorem. Samo wjechanie do miasta to już jest niezła przygoda. Od razu przypominają mi się ostrzeżenia ludzi, którzy byli w Maroku i mówili, że wszyscy jeżdżą jak wariaci i na drogach nie obowiązują żadne zasady. Pewnie byli w Marrakeszu :P
Chcemy dostać się w pobliże ulicy, przy której - według przewodnika - jest hostel, w którym można spać na dachu. Musimy zaparkować dość daleko ze względu na zakazy (okolice starówki są wyłączone z ruchu), ustawiamy więc GPS-a w telefonie i idziemy. Niestety, mój telefon pada po paru minutach a Ani ma problem ze złapaniem sygnału. Idziemy więc przez ten bazar (podobnie jak we wszystkich innych arabskich miastach - na każdej ulicy pełno straganów), próbując uwolnić się od nagabujących nas "przewodników". Nie mając bladego pojęcia gdzie jesteśmy, w końcu jesteśmy zmuszeni zapytać o drogę. To był duży błąd, bo gość zaprowadził nas na jakąś mało uczęszczaną ulicę, gdzie dołączył do niego jakiś drugi i zażądali "bakszysz" w wysokości 100 dirhamów. Dajemy mu 20 i nie chcemy więcej. Koleś staje się agresywny, szarpie Wojtka i rzuca hasłami w stylu "masz jakiś problem?". Jesteśmy przerażeni, ale też wkurzeni. Nie po to szukamy najtańszego noclegu żeby dać się okraść jakiemuś dupkowi. Na szczęście kończy się na pogróżkach, Wojtesz jakoś łagodzi sytuację, goście biorą swoje 20 dirhamów i sobie idą. Niby nic się nie stało, ale tracimy humor już do końca dnia. Odechciewa nam się zwiedzania Marrakeszu. Docieramy na plac Jemaa el Fnaa, w pobliżu którego znajdujemy hotel za 60 dirhamów od osoby. Wracamy więc do samochodu po rzeczy (co nie było takie proste zważywszy na to, że przez tych bandytów i brak nawigacji trochę zgubiliśmy orientację - na szczęście mamy niezastąpionego Wojtesza, więc znajdujemy auto - dla Was mam radę: parkując w większych miastach oznaczajcie sobie na nawigacji miejsce postoju albo chociaż spisujcie ulicę czy jakieś charakterystyczne punkty). Zanim dotarliśmy, zakwaterowaliśmy się i ogarnęliśmy (koniecznie chciałam się wykąpać, bo czułam się już średnio, ale zwaliłam to na reakcję na stres) zrobiło się już dobrze po 23, ale myśleliśmy, że co jak co, ale słynny plac w Marrakeszu jest czynny całą dobę. Niestety okazało się, że nie dzieje się już tam nic szczególnego, ludzi jest mało a bazarki powoli się zwijają. Łazimy jeszcze trochę po okolicy, gadamy trochę z jakimiś poznanymi miejscowymi rastamanami (ciągną nas na piwo, ale po dzisiejszych wydarzeniach mamy trochę dość integracji międzykulturowej) i wracamy do hotelu, rozczarowani Marrakeszem, który uznajemy za mocno przereklamowany.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz