poniedziałek, 30 listopada 2015

KAMBODŻA 2015 - dzień 12

czwartek, 5 listopada 2015

Sihanoukville -> Koh Rong

Dziś płyniemy na wyspę Koh Rong, gdzie zamierzamy zostać do jutra. Nasz prom (który kosztował chyba 28 dolarów w obie strony) odpływa o 11:00. Rano wstaję dość wcześnie (nasz pokój nie ma okien, więc trudno mi uwierzyć, że to już nowy dzień) i idę przespacerować się wzdłuż morza. Gdy wracam, część osób już wstała, idziemy więc na śniadanie. Zamawiam sałatkę owocową i naleśnika z bananem. O ile sałatkę dostaję w miarę szybko, o tyle na resztę zamówionych rzeczy czekamy i czekamy. Po godzinie oczekiwania (czyli około 10:30) nasi towarzysze (którzy mają nasze bilety) piszą nam SMS-a, że powinniśmy już być na przystani, bo prom zaraz odpływa. Płacimy więc za to, co udało nam się dostać i lecimy na pomost, gdzie okazuje się, że prom ma półgodzinne opóźnienie. Czekamy więc, popijając piwo ( w moim przypadku cudnego, lecz kosztującego ponad 2 dolary stouta). W końcu przypływa coś, co w myślach nazywam przerośniętą motorówką. Wsiadamy więc i po godzinie bardzo szybkiej jazdy (hmm, jak powiedzieć "jazda" w odniesieniu do pływania? ;) ) jesteśmy na miejscu.



Wszyscy pasażerowie promu są zapraszani przez panią z obsługi (hmm, czego? wyspy?) na krótkie spotkanie, podczas którego tłumaczy zasady przebywania na wyspie (że nie ma szpitala, żeby nie łazić nocą po dżungli, nie ubierać się wyzywająco w miejscach, gdzie mieszka lokalna ludność, itd.). Szybko znajdujemy fajny guesthouse (płacimy chyba 4 albo 5 dolarów), przebieramy się i idziemy poplażować.




Idziemy przed siebie wzdłuż wybrzeża. Gdy plaża się kończy, większość naszej grupy wybiera ścieżkę prowadzącą przez dżunglę. Chcę iść dalej prosto, więc przeskakuję po skałach. Uwielbiam takie wyzwania. No i te widoki...
Po jakimś czasie skały się kończą i powraca piaszczysta plaża, na której odnajdujemy resztę naszej grupy. Plażujemy sobie tam do zachodu słońca, oglądając uciekające przed nami białe kraby i małe rybki. Po zachodzie większość naszych ludzi wraca, ja z dwoma kolegami idziemy jeszcze kawałek dalej przed siebie. Odnajdujemy bardzo malowniczy pomost, na którym siedzimy do zmierzchu. Później wracamy po ciemku przez dżunglę mając do dyspozycji tylko jedną latarkę w aplikacji rozładowującego się telefonu jednego z kolegów. Cudna przygoda!










Wieczór spędzamy na piciu drinków i jedzeniu lokalnych potraw. Nocą wybieramy się popływać w świecącym planktonie. Rzeczywiście wrażenia są niesamowite, kiedy przy każdym ruchu otacza nas stado błękitnych, świecących kropeczek. Cudownie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz