wtorek, 3 listopada 2015
Kampot -> Kep -> Koh Tonsay
Na dziś mamy w planie zwiedzić Kep (i pobliski park narodowy) i wyspę Koh Tonsay, czyli słynną Rabbit Island. Najpierw jedziemy na targ w Kep po jakieś lokalne przysmaki na śniadanie. Większość z nas próbuje owoców morza, mi generalnie wystarczy, że sobie na nie popatrzę ;) Decyduję się więc na pieczonego banana i ciastka z nieznaną zawartością.
W porcie w Kep wynajmujemy łódkę (nie pamiętam już za ile, ale wychodziło niedrogo, jakieś parę dolarów za osobę) i płyniemy na wyspę Koh Tonsay.
Na wyspie jest przecudnie, trochę żałujemy, że nie zostajemy tu na noc. Leżymy cały dzień na leżakach, popijamy kolorowe drinki i kąpiemy się w ciepłym morzu. Ahh...
Po powrocie z wyspy idziemy do knajpy w Kep na kraby i inne przysmaki.
A to mój Lok Lak:
Gdy kończymy jeść, zaczyna padać. Postanawiamy ruszyć pomimo deszczu, ale okazuje się na tyle silny, że jesteśmy zmuszeni zatrzymać się w jednej z przydrożnych restauracji i przeczekać ulewę. Parkujemy więc motorki, w międzyczasie biegną do nas kelnerzy z parasolkami. Dostajemy też ręczniki. Wypijamy kawę, w międzyczasie deszcz staje się mniejszy, jedziemy więc z powrotem, bo dziś nasza ostatnia noc w Kampocie. Wieczorem zamykamy nasze rachunki. Za trzy noclegi, jedzenie (chociaż jadłam tam tylko chyba jedno śniadanie) i cały alkohol placę łącznie 22 dolary. Wychodzi 30 zł na dzień, czyli tanio. Jutro wybieramy się do Sihanoukville.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz