czwartek, 25 czerwca 2015

MALTA 2015 - dzień 4

Czwartek, 11 czerwca 2015 r.

Dziewczyny chcą dziś jechać na Comino. Według naszych pierwszych planów mieliśmy w tym czasie zostać na Malcie, ale Comino tak nam się spodobało, że postanawiamy wybrać się z nimi. Najpierw chcemy zaopatrzyć się w wodę, stoimy więc w korkach w kierunku Lidla. Po zakupie niezbędnych zapasów jedziemy do Cirkewwy, skąd dostajemy się na Comino. Dowiadujemy się wcześniej, że promy na Gozo pływają przez całą dobę, możemy więc wybrać się tam już dziś na noc.


Zamyślony Amal :)




Lokalne łódki oferują transport na Cominotto (tam i z powrotem) w cenie 5 euro od osoby. Dziewczyny proponują, że zabiorą ze sobą wszystkie nasze rzeczy i popłyną, a my dotrzemy tam wpław. Pomysł super, tylko Amal gdzieś zniknął. Okazało się, że najprawdopodobniej poszedł na spacer dookoła wyspy. Mówimy więc dziewczynom, żeby płynęły, dajemy im rzeczy a sami postanawiamy poczekać na Amala. W końcu po trzech godzinach (bo gdzieś tyle zajmuje ta trasa) Amal wraca. Ze względu na silny prąd nie płynie z nami tylko zostaje na dotychczasowym brzegu. Przepływamy więc na drugą stronę, gdzie czekają na nas dziewczyny (już trochę zaniepokojone, gdzie się podziewamy). Cieszę się, że jest tutaj moja lustrzanka, mogę porobić zdjęcia tego pięknego miejsca. Idziemy więc w górę, skąd rozpościera się oszałamiający widok na lagunę i klify po drugiej stronie wysepki.
















Zostajemy jeszcze chwilę na Cominotto, trochę pływamy, trochę spacerujemy, podziwiając lazurowy krajobraz. O 16-tej dziewczyny mają umówioną łódkę, powoli więc wracamy żeby jeszcze zdążyć wziąć prysznic (nie wiadomo, kiedy będzie następna okazja) przed powrotem na Maltę.




Udaje nam się zdążyć na statek o 17:00, więc postanawiamy wybrać się gdzieś na obiad. Znajdujemy w pobliżu Cirkewwy fajną, lokalną restaurację. Towarzysze zamawiają zestawy z rybą lub owocami morza, ja decyduję się na zapiekankę makaronową, bedącą - obok potraw z królika - lokalną specjalnością (z tego co pamiętam, kosztowała 8,5 euro). Próbujemy też lokalnych piw. Na Malcie dopuszczalną granicą jest 0,8, więc ja też mogę wziąć parę łyków. Porcje są mega wielkie, jesteśmy naprawdę pojedzeni :)
A to jeszcze parę zdjęć ze statku na trasie Comino-Malta:




Wieczorem płyniemy na Gozo. Za prom póki co nic nie płacimy - opłaty uiszcza się w drodze powrotnej. Rejs nie jest długi - trwa jakieś pół godziny, w trakcie których można pospacerować po burcie albo wypić kawę w promowej kawiarni. Chłopaki znikają pogrążeni w swoich komórkach (na promie jest WiFi) natomiast my nie możemy się nagadać :)




Niedaleko przystani znajdujemy przepiękną miejscówkę - wjeżdżamy za taką niewielką górkę, zza której jesteśmy niewidoczni z drogi (która i tak generalnie nie wygląda na specjalnie ruchliwą) a za sobą mamy tylko pola. Rozbijamy się tam i idziemy na "szczyt" tej górki, gdzie rozkładamy sobie koc i robimy małą imprezę. Towarzyszy nam imponujący widok na wybrzeże i Comino. Cudownie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz