czwartek, 2 kwietnia 2015

IZRAEL 2015 - dzień 4

piątek, 20 marca 2015
Jerozolima -> lasy Gilboa

Dziś szabat, musimy więc się spieszyć bo wszystko zamykają wcześniej. Robimy kolejne nieudane podejście na Wzgórze Świątynne, potem idziemy zwiedzać Górę Oliwną. Najpierw jednak parę dziennych fotek naszego lokum:




Na Górę Oliwną ze Starego Miasta jest blisko. Warto iść pieszo, bo można po drodze zwiedzać poszczególne miejsca i podziwiać palmy i drzewka oliwne.


Ogrójec, wbrew moim wyobrażeniom, nie jest wielkim parkiem tylko przykościelnym ogródkiem z paroma drzewkami. Gdy jednak uświadomić sobie, że te drzewka mogą pamiętać czasy chrystusowe, wrażenie jest.


Idziemy dalej, wstępując po drodze na cmentarz i do kościołów. Poniżej Kościół Wszystkich Narodów (zwany też Bazyliką Agonii) z pięknymi witrażami.


Niezbędnym punktem wycieczki na Górę Oliwną jest żydowski cmentarz, oszałamiający swoim ogromem i niepowtarzalnym klimatem.





 To ponoć ostatni ślad Chrystusa na ziemi:

Słynne okno z kościoła Dominius Flevit:


Schodzimy Via Dolorosą do mieszkania, gdzie mamy się spotkać z Adaszem, który w międzyczasie poszedł odebrać zamówione auto.
Poniżej witraż kościoła na jednej z początkowych stacji drogi krzyżowej.


A to msza w grocie, do której trafił Adasz idąc po auto:



Kupuję u ulicznego sprzedawcy arabską kawę za 5 szekli. Czytałam gdzieś, że warto jej spróbować. Potwierdzam, warto :) W smaku wprawdzie jest bardzo podobna do mojej kawy z kawiarki, ale sposób przygotowywania był dla mnie tak egzotyczny, że nie mogłam przestać się gapić. Kawę sypano do metalowego rondla, następnie trzymano nad mocnym płomieniem do momentu, aż kawa nie spieni się i nie zwiększy swojej objętości (coś jak kipiące mleko). Po zdjęciu z gazu kawa powraca do swojej poprzedniej objętości i jest przelewana do kubka. Doświadczenie zdecydowanie warte te 5 szekli :)


Po południu żegnamy się z naszymi gospodarzami i ruszamy na północ. Przejeżdżając przez Jerozolimę mijamy Żydów spieszących się na uroczystości szabatowe.



Wybraliśmy trasę biegnącą na północ od Morza Martwego. Z radością obserwujemy, jak z każdym przejechanym kilometrem rośnie temperatura. Mam ochotę spać pod namiotem, ale mam chyba sporą gorączkę (i za krótki śpiwór), więc postanawiam dwie najbliższe noce spędzić w samochodzie.
Z zachwytem obserwujemy zmieniający się krajobraz choć wiemy, że jeszcze nie raz widok zza okna pozytywnie nas zaskoczy (zwłaszcza na południu kraju).




Jutrzejszy dzień chcemy zacząć od rezerwatu Gan HaShlosha, postanawiamy więc przenocować gdzieś w pobliżu. Próbujemy kupić butlę gazową, jednak ze względu na szabat sklepy są już zamknięte. Bardzo sympatyczni pracownicy stacji benzynowej doradzają nam rozbicie się w lasach Gilboa. Fajnie, że w izraelskich lasach bez problemu można biwakować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz