Eilat nad Morzem Czerwonym
Dziś również budzę się o brzasku. Postanawiam pomedytować do wschodu słońca. I faktycznie, po paru minutach czuję na twarzy pierwszy promień. Cudownie. Chętnie pobiegałabym, ale moje buty są w aucie a nie chcę budzić towarzyszy. Korzystając z wolnej chwili, czytam sobie przewodnik. Noo, wstawajcie już :)
Dziś postanawiamy cały dzień plażować. W ramach karnetu do parków narodowych mamy wejściówkę na rafę koralową. Dobrze, że wzięłam okulary do pływania. Adasz wypożycza za 19 szekli maskę z rurką. Najpierw robimy próbę na części dla normalnie pływających. To naprawdę niesamowite uczucie, gdy się zanurzam i widzę przepływającą koło mnie kolorową rybkę. Pozostałą część dnia spędzamy, oglądając rafę i i różne kolorowe rybki (z przerwą na zakupy w markcie, bo dziś wcześniej zamykają ze względu na szabat). Obrazki jak z filmów przyrodniczych, do dziś mam je przed oczami. Szkoda, że park zamykali już o 17.
fot. Adasz:
To parę zdjęć cudnych rondek w Eilacie:
Wieczorem opróżniamy na plaży zapas win i idziemy spać w składzie jak poprzedniej nocy. Robimy małe zamiany śpiworów. Efekt finalny jest taki, że Aniasz śpi w moim, Kos śpi bez (w aucie mają ciepło) a ja mam dwa :) Wyspałam się tej nocy lepiej niż w najwygodniejszym łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz