piątek, 29 sierpnia 2014

RUMUNIA 2014 - dzień 3

12 sierpnia 2014 - wtorek

Około 7 rano budzi nas piękne słońce. Decebal w świetle dziennym wygląda naprawdę imponująco. Gotujemy sobie kawę i robimy śniadanie. Pod rzeźbę zaczynają się już zjeżdżać pierwsze samochody, których pasażerowie z ciekawością przyglądają się naszej butli gazowej. Chwilę później pojawia się właścicielka "naszej" budki i rozkłada na niej pamiątki. Kupujemy sobie małe figurki Decebala (po 4 leje) i magnes z Decebalem (3 leje). Po śniadaniu objeżdżamy autem okolicę, podziwiając "Żelazne Wrota" Dunaju, piękne skały i malownicze pagórki. Po moście jeżdżą ludzie na rowerach i namawiają na różne wycieczki - jeśli ktoś ma w planach spędzić tu więcej czasu to warto je rozważyć. My jednak mamy napięty plan na dziś, musimy więc jechać dalej.














Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w kurorcie Baile Herculane. Wchodzę do cerkiewki, która jest częściowo w remoncie. Dzięki temu mam okazję zajrzeć za ołtarz (za namową pani kustosz). Baile Herculane, pomimo malowniczych budynków, pomników i otaczających ją gór wydaje się trochę monotonnym miejscem.








Po zwiedzeniu Baile Herculane przemieszczamy się na wschód, bo chcemy zdążyć dziś przejechać Trasę Transfogaraską. Jakość nawierzchni jest w tym rejonie tragiczna - dziura na dziurze. Jedziemy najpierw przez góry, potem przez wioski. Po drodze kończy nam się gaz i około 50 km musimy przejechać na benzynie (jednak napełnienie baku benzyną było dobrym pomysłem). Jesteśmy mocno zdziwieni, gdy nagle w jednej z wiosek znajdujemy stację benzynową z całkiem niedrogim LPG (tu: GPL). W końcu, po przejechaniu wszelkich możliwych wiosek, trafiamy do Monasteru Horezu (z listy Unesco). To piękny, okazały kompleks klasztorny. Zwiedzanie jest darmowe. Warto poświęcić na niego trochę czasu, by nacieszyć się pięknem tej okolicy (zwłaszcza kwiatów hodowanych przez zakonnice).
















Ruszamy dalej, wraz z krowami wracającymi z pastwisk i dzikimi koniami.





Podczas dalszej drogi trochę pobłądziliśmy w Ramnicu Valcea (przez remont mostu trochę pogubiliśmy się w objazdach), więc w okolice Trasy Transfogaraskiej dotarliśmy dopiero około godziny 20. Mijając zamek w Poienari postanawiamy wrócić do niego jeśli będzie czas. Tymczasem decydujemy się jechać Trasą dopóki się nie ściemni a dalszy jej odcinek przejechać już kolejnego dnia (wcześnie rano, bo chcemy pochodzić po Fogaraszach). Po drodze skręcamy, kierowani ciekawością, w tunel wydrążony we wnętrzu góry. Trochę boimy się, że zostaniemy zasypani (wytrzymałość tej konstrukcji generalnie nie wzbudzała zaufania), ale na szczęście udało się. W nagrodę mamy piękny widok na wieczorne Jezioro Vidraru.




Po zapadnięciu zmroku jedziemy jeszcze kilka kilometrów, po których zauważamy niewielki zjazd, a przy nim mała łączka, gdzie biwakowali motocykliści. Łączka była oświetlona latarnią z reklamą jakiegoś pensjonatu, postanawiamy więc zaparkować się pod nią. Ta lampa spadła nam z nieba, bo mamy sporo pracy - musimy przepakować plecaki i przygotować się do wyjścia w góry. Mamy ambitny plan iść na Moldoveanu (najwyższy szczyt Rumunii), więc musimy dobrze przemyśleć nasze wyposażenie. Tak więc rozkładamy sobie kocyk, gotujemy zupki i szykujemy się. Obok nas szumi strumyk a nasze twarze owiewa rześkie, górskie powietrze. Oby jutro była pogoda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz