piątek, 20 września 2013

GRUZJA 2013 - dzień 8

WARDZIA -> ACHALCICHE -> KUTAISI -> BATUMI, czyli dzień w podróży II

7.09.2013r.

8:30 Wstajemy i składamy pospiesznie namiot w obawie, że zaraz przyjdzie właściciel naszej budki. Nie ma jeszcze dużego ruchu, ale pierwsza marszrutka już przybyła. Zbieramy się więc, bawimy jeszcze chwilę z Pałatkiem i idziemy zwiedzać skalne miasto (po to tu w końcu jesteśmy). Kos płaci 2 lari za 0,5 l colę, mam ochotę go udusić. Bilety do skalnego miasta kosztują 3 lari od osoby. Jesteśmy nim zachwyceni. Miasto jest ogromne, część trasy do zwiedzania prowadzi wąskimi korytarzami przez jego wnętrze. Dzień jest upalny, więc przebywanie w chłodnych skałach jest szczególnie przyjemne.


















12:30 Podczas zwiedzania skalnego miasta spotkaliśmy polską wycieczkę. Okazuje się, że jadą do Achalciche. Zabieramy się z nimi na stopa, po drodze zwiedzając twierdzę Chertwisi. Cieszymy się, bo twierdza i jej otoczenie są naprawdę malownicze. Uczestnicy wycieczki to bardzo sympatyczna grupa starszych osób, którzy przemierzają kraj busem według programu napisanego specjalnie dla nich. Trochę szkoda, że moi rodzice nie dają się namówić na żaden zagraniczny wyjazd, na pewno by się im spodobało.











































Achalciche:









14:30 W Achalciche łapiemy marszrutkę do Batumi (z przesiadką w Kutaisi). Płacimy po 20 lari. Jesteśmy trochę zmęczeni, więc większość podróży przesypiamy. W drugiej marszrutce siedzimy z tyłu obok jakiegoś worka ze zbożem. Jest nam super wygodnie dopóki nie wpycha się obok nas okropnie gruby i śmierdzący dziadek, miażdżąc Kosa a mnie wciskając w okno. Na widok miny Kosa pękam ze śmiechu przez dobry kwadrans. Na szczęście szybko zwalnia się miejsce i dziadek sobie idzie. Uff. Warto zwrócić uwagę na widoki, bo dość długo jedziemy wzdłuż wybrzeża. Oświetlone Batumi już z daleka robi piorunujące wrażenie.



 




20:00 Docieramy do Batumi. Od razu uderza nas feeria kolorów. Wszystko jest oświetlone: palmy, budowle, port, pomniki. Nawet bloki są podświetlane. Jako ekonomiście od razu przychodzi mi do głowy, że to muszą być niewyobrażalne koszty. Od razu atakuje nas babuszka oferując nocleg za 15 lari. Całkiem tanio, ale jest ładna pogoda, poza tym kończy nam się budżet więc postanawiamy nocować w namiocie. Najpierw jednak idziemy coś zjeść i pozwiedzać miasto. Decydujemy się na adżarskie chaczapuri (z jajkiem) - kosztuje 5,50 lari ze zdziwieniem oglądamy więc rachunek na kwotę 12 lari. Okazuje się, że w tych rejonach restauracje doliczają sobie 10% napiwku za obsługę. No trudno. Menu tu wszędzie jest wyłącznie po gruzińsku i rosyjsku, wizyty w restauracjach są więc dla nas dość ekscytujące.

21:00 Zwiedzamy pięknie oświetlone miasto. Spacerujemy uliczkami szukając przy okazji jakiegoś sklepu spożywczego. Dziwimy się, że wszędzie jest pełno banków. Wstępujemy do rosyjskiego baru i siedzimy dwie godziny przy ruskim piwie (łącznie 6,60 lari ) w międzyczasie ładując baterię do lustrzanki.










23:00 Zatrzymujemy się na chinkali dla Kosa (3,85 lari), udaje nam się znaleźć sklep, więc uzupełniamy zapasy napojów (cola 1,5l. i duża woda mineralna - razem 3 lari). Potem łazimy sobie po mieście, podziwiając nowoczesną architekturę. Naprawdę warto zobaczyć Batumi nocą. Po drodze spotykamy grupę policjantów. Pytam ich, czy któryś mówi po angielsku. Zgłasza się jeden, że umie trochę. Pytam więc, czy możemy rozłożyć namiot w pobliskim parku (nazywanym bulwarem). Po chwili namysłu policjant odpowiada "No...". Już mam pokornie odejść, gdy nagle słyszę "No problem". Uśmiechnięty mężczyzna daje mi gestem do zrozumienia, że możemy się rozłożyć gdziekolwiek tylko chcemy. Wyobrażacie sobie to w Polsce?





 







02:00 Plecaki trochę nam ciążą, więc idziemy na deptak przy plaży. Planujemy rozłożyć się pod którąś z oświetlonych na zielono palm, ale najpierw odpoczywamy na ławce. Podchodzi do nas policjant. W Gruzji podejście do policji jest zupełnie inne niż u nas. Jeśli w Polsce do kogoś podchodzi policjant to najpewniej po to, żeby wlepić mandat. A ten tutaj podszedł do nas żeby sobie pogadać bo trochę mu się nudziło na służbie a my akurat byliśmy pod ręką. Średnio znał angielski, ale bardzo się starał. To było strasznie śmieszne, gdy zaczynał wypowiedź po angielsku, ale już w drugim zdaniu nieświadomie przechodził na rosyjski. No i tak sobie gadaliśmy po angielsko-rosyjsko-gruzińsko-polsku. Pan policjant odradził nam spanie pod palmą (za blisko plaży, ryzyko sztormu). Gdy dowiedział się, że jutro chcemy jechać do Ureki zaoferował że powie taksówkarzowi, żeby natychmiast zawiózł nas tam za darmo. Chcemy jednak zdążyć zobaczyć Batumi w dzień, nie przyjmujemy więc tej kuszącej propozycji. Po pewnym czasie podszedł do nas strażnik pilnujący jednego z budynków (tego dużego kolorowego obok zegara). Ustalili z panem władzą, że najlepiej byłoby rozbić "to ustrojstwo" w miejscu przez nich wskazanym (na bulwarze obok jakiegoś budynku), wtedy strażnik będzie nas pilnował. Fajnie, mamy prywatny chroniony camping.






03:30 Idziemy spać pełni pozytywnego zdumienia wobec tutejszych stróżów prawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz