wtorek, 24 września 2013

GRUZJA 2013 - dzień 10

9.09.2013r.

UREKI -> KUTAISI -> SATAPLIA -> KUTAISI -> KUTAISI LOTNISKO

8:00 Pogoda brzydka. Pochmurno, pada i wieje. Cieszymy się, że udało nam się złapać dwa słoneczne dni nad morzem, bo z relacji innych podróżników wynika że ładna pogoda to w tym roku rzadkość. Jedziemy więc do Kutaisi (najpierw busikiem za 0,5 lari, potem marszrutką za 10 lari od osoby). Wiemy od miejscowych, że płacą na tej trasie 7 lari, warto więc chyba w przyszłości się targować.























12:00 W Kutaisi od razu atakuje nas stado taksówkarzy. Za przewóz do jaskini Sataplii i Prometeusza życzą sobie 60 lari. Jesteśmy mega zdruzgotani bo wiemy, że te jaskinie leżą w odległości 10 i 20 km od miasta (w dodatku jedna jest po drodze do drugiej). Zgadzamy się jednak z lekkim niesmakiem jechać za 50 lari. Bilet do jaskini kosztuje 6 lari (normalny) lub 3 lari (ulgowy). Kupuję ulgowy choć do końca nie wiem, czy mi przysługuje. Nikt jednak nie chce ode mnie żadnej legitymacji.
W jaskini jest fantastycznie. Trafiamy do jakiejś rosyjskojęzycznej grupy, oczywiście spotykamy w niej również innych Polaków. Najpierw idziemy przez las kolchidzki, gdzie są figurki dinozaurów.



























Wchodzimy do mieniącej się kolorowo jaskini. Spotkaliśmy się z opinią, że to oświetlenie jest dość tandetne, na nas jednak zrobiło bardzo pozytywne wrażenie. Warto było tu przyjechać.





















































































































































Po wyjściu z jaskini idziemy na taras widokowy, oglądając wcześniej rekonstrukcję szkieletu dinozaura. Wchodzimy więc w papuciach na szklaną podłogę i oglądamy sobie panoramę okolic Kutaisi (taki trochę nasz Beskid Niski).






























15:00 Gdy wracamy do taksówki pan kierowca oznajmia nam, że jaskinia Prometeusza dziś jest nieczynna i wobec tego on zawiezie nas z powrotem do Kutaisi za 40 lari ewentualnie może w zamian powozić nas po cerkwiach. Robię małą awanturę bo jestem pewna, że taksówkarz od razu wiedział że ta jaskinia jest nieczynna i próbował w ten sposób wyciągnąć jak najwięcej kasy. Ostatecznie zgodziliśmy się na 30 lari choć jest to o wiele za drogo. Miałam ogromną ochotę wysiąść pod tą jaskinią nic nie płacąc i wrócić stopem, ale nie chciało nam się w ostatni dzień robić zadym. Wracamy do Kutaisi i ruszamy w poszukiwaniu miejsca, gdzie można coś zjeść. Wstępujemy do McDonalda przetestować gruzińskie cheeseburgery. Kosztują 2,20 lari i są gorsze niż nasze (takie jakby niedopieczone). Opadają nam szczęki na widok tabliczki informującej, że nie można płacić kartą. Trudno, lecimy dalej. Po drodze schodzimy do sklepików umiejscowionych w podziemnym parkingu. W jednym z kiosków można kupić różne chińskie bzdurki po 1 lari za sztukę. Biorę więc parę rzeczy na prezenty (łącznie 5 lari). Zatrzymujemy się też przy piekarni (akcja dalej toczy się w garażu!), gdzie dwie babuszki wypiekają chaczapuri i inne bułki. Kupujemy sobie po jednym (ja chaczapuri, Kos hamburgera - razem 2,5 lari) i zjadamy, siedząc przy biurkach które chyba ktoś wystawił tu na sprzedaż. Idziemy dalej przed siebie, natrafiając w końcu na jakąś knajpkę. Standardowo menu jest tylko po gruzińsku i rosyjsku. Zamawiamy frytki, jakieś mięso dla Kosa i "syr" dla mnie. No i tradycyjny zielony gruziński sok. Smutno nam, że to już nasz ostatni posiłek w Gruzji.

17:30 Chodzimy po niemożliwie wielkim targowisku, na którym można znaleźć wszystko. Za ostatnie pieniądze kupujemy sobie składane szczoteczki do zębów (2 lari za sztukę) i lampkę do kontaktu dla mojego taty (3 lari). Lampkę kupujemy u takiej sympatycznej babuszki, która częstuje nas cukierkami i winem. Na pożegnanie pobłogosławiła Kosa robiąc mu na czole znak krzyża. Ja nie zostałam pobłogosławiona ;).



18:30 Jesteśmy już trochę zmęczeni, jedziemy więc marszrutką na lotnisko. Płacimy po 5 lari. Kierowcy taksówek usilnie starali się nas przekonać, że na lotnisko żadna marszrutka absolutnie nie jeździ. Uważajcie na taksówkarzy w Kutaisi, oni są naprawdę nachalni. Nie dajcie sę zwieść - przez lotnisko jedzie każdy bus do Batumi i okolic.
W Kopitnari czeka już grupa polskich  turystów, na szczęście są jeszcze wolne miejsca leżące (na takich materacach - naprawdę fantastyczny pomysł). Mamy zamiar oglądać zdjęcia, gadać i wspominać ale szybko zasypiamy. Budzę się o 4:26, podczas gdy o 4:30 ogłoszono początek odprawy. To się nazywa wyczucie chwili :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz