wtorek, 31 października 2017

SRI LANKA 2017 - DZIEŃ 3

wtorek, 24 października 2017

Kandy -> Nuwara Elija

Wczesnym rankiem opuszczamy nasz piękny hotelik i idziemy na dworzec, z którego wyruszymy na szlak pól herbacianych.


Ku naszej rozpaczy na peron nadciągają ciągle to nowi biali (i skośni). Wiemy, że cieszą się one dużym zainteresowaniem wśród turystów, ale nie podejrzewałyśmy, że aż takim. Co tu się musi w sezonie dziać. Mamy nadzieję, że część z nich pojedzie w jakiś lepszych klasach. Przed samym przyjazdem pociągu podsłuchujemy rozmowę,z której dowiadujemy się, ze drzwi pociągu otwierają się po obu stronach. Przechodzimy więc na drugą stronę, zyskując w ten sposób pewną przewagę. Koniec końców udaje nam się zająć miejsca. Nie są przy oknie, ale przynajmniej siedzimy.

Najlepszym miejscem do siedzenia są schody (nie bójcie się, nic Wam nie urwie, choć na początku jest trochę dziwnie), ale też trudno się do nich dopchać. To właśnie ze schodków można zrobić takie fajne zdjęcie pociągu jak to poniżej.

Trasa jest naprawdę bardzo widokowa. Mijamy lasy, wioski i wszechobecne tu pola herbaty.












Jeśli wybieramy się do Nuwara Elija to trzeba wysiąść w miejscowości Nanu Oya. Na dworcu od razu zaatakują nas tuk-tukarze, busiarze i inni przewodnicy. Nie dajcie się. My popytałyśmy ludzi (w międzyczasie wysyłając pocztówki na uroczej wiejskiej poczcie), gdzie trzeba stanąć żeby zatrzymać autobus, i tym sposobem za parę groszy dotarłyśmy do miasta. Od razu napadł nas jakiś lokals z ofertą spania za 1500 rupii i zorganizowania nam wycieczki do fabryki herbaty i wodospadu za 1000. Cena obejmowała bilety autobusowe, tuk-tuka i nawet jakiś obiad. W sumie dlaczego by nie. Przyjmujemy ofertę.

Po zostawieniu rzeczy w domu naszego przewodnika (w takim blaszaku, w którym dwa pokoje wynajmuje, a w trzecim sam mieszka) jedziemy autobusem do niewielkiej fabryki herbaty Blue Field. Sympatyczna dziewczyna opowiada nam o procesie produkcji, pokazuje nam te wszystkie maszyny, wyjaśnia różnice pomiędzy poszczególnymi rodzajami herbat. Naprawdę ciekawa wycieczka. I to nie dość, że zupełnie darmowa, to jeszcze częstują nas zieloną herbatką. Na miejscu można kupić sobie te herbaty. To jest zresztą pewnie głównym celem całej tej szopki. Ceny są znośne, więc zaopatrujemy się w niewielki zapas.














Po zwiedzaniu nasz przewodnik zaprasza nas do lokalnej restauracji na świeżym powietrzu. Babuszki przygotują wszystko na bieżąco. Próbujemy trochę makaronu i placków ryżowych. Bardzo smaczne. Kocham azjatycką kuchnię!






Po obiedzie idziemy pieszo do hotelu, z którego rozciąga się piękny widok na pobliski wodospad. Powoli zaczyna robić się ciemno, więc wracamy do Nuwara Eliya.

Będąc już w mieście zapraszamy naszego przewodnika na kolację do restauracji, którą sam zarekomenduje. Na szczęście nie wybrał najdroższej. Zamawiam kotthu z kurczakiem, które byłoby niebem w gębie, gdyby kurczak nie był siekany razem z kościami. Trzeba więc było uważać na każdego gryza niczym na ości w rybie. Porcja kotthu kosztowała 270 rupii.



To właśnie nasz przewodnik i gospodarz:

Wieczorem siedzimy sobie jeszcze razem przy ziołowych herbatkach i rozmawiamy. Pan opowiada nam o swoim życiu i podróżach, pokazuje stare zdjęcia. Chce nam sprzedać ajurwedyjski masaż za jakieś dzikie pieniądze. Albo chociaż olejki do tego masażu. Koniec końców proponuje mi masaż w zamian za napisanie pozytywnej recenzji w swoim zeszyciku (mam napisać, że dużo za ten masaż zapłaciłam). Niestety w porównaniu z tymi gościami z Polonnaruwy umiejętności masażowe naszego pana wypadają raczej blado. W dodatku w pewnym momencie pada propozycja, czy może nie chciałabym żeby pan pomasował mnie "od środka" i pokazał mi "how good Sri Lanka is". Nosz ciuu! Uprzejmie odrzucam propozycję, tłumacząc, że mam mężczyznę, którego bardzo kocham i nie zamierzam zdradzać i że rozumiem, że musiał spróbować, ale - do cholery - to, że ktoś jest biały nie oznacza, że będzie sypiał z kim popadnie. Na dalszy masaż też już tracę ochotę, więc rozmawiamy jeszcze przez chwilę, po czym zamykamy się z Karoliną na cztery spusty. Recenzję napisałam - umowa to umowa.
Kochane - płaćcie za masaż. Błagam Was, płaćcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz