środa, 22 marca 2017

WŁOCHY - "BUT" 2017 - DZIEŃ 6

piątek, 10 marca 2017

plaża w Pizzo -> San Nicola Arcella -> Praia a Mare -> Tortora -> Maratea 




Naszym celem jest jaskinia Arco Magno, położona gdzieś pomiędzy San Nicola Arcella a Praia a Mare. GPS (ustawiony na grotę Arco Magno na aplikacji Sygic) doprowadził nas ... hmm ... gdzieś. Chciałam dojść tutaj, i chyba nawet byłyśmy w dobrym miejscu, ale zupełnie nic nigdzie nie prowadziło. Zeszłyśmy jakąś ścieżką na plażę, ale stamtąd już za bardzo nie było gdzie wyruszyć. Żadnych znaków, szlaków ani nic. Szkoda, bo to naprawdę przepiękne miejsce. Kochani - próbujcie, może Wam się uda trafić.








Doszłyśmy na jakąś plażę (szłyśmy w prawo, koło tego zameczku), ale chyba raczej trzeba było skręcić w lewo, tam gdzie przebiegała jakaś polna ścieżka. Być może to właśnie ona była początkiem szlaku.




Wydaje mi się, że trzeba było  iść właśnie gdzieś w stronę tej plaży i potem gdzieś w lewo.

W GPSie mamy jeszcze jedno Arco Magno, ale ten znacznik prowadzi nas na punkt widokowy. Swoją drogą bardzo ładny. Bardzo możliwe, że gdzieś tam  na dole jest nasz szlak. Na którymś ze zdjęć chyba nawet gdzieś go widziałam.


Postanawiamy zaniechać dalszych poszukiwań i po prostu jechać gdzieś poplażować, bo równie dobrze każda ze ścieżek może prowadzić do jakiegoś domu albo po prostu na plażę. Odpuszczamy piękne Arco Magno i jedziemy do pobliskiego Praia a Mare. Jest tam wyspa Dino (ta, którą widać na zdjęciach powyżej), ale niestety teraz się tam nie dostaniemy. Chłopak (swoją drogą Polak) na stacji benzynowej mówi nam, że w sezonie są tu darmowe łódki wożące turystów. No trudno. Tymczasem idziemy poplażować sobie trochę przy zameczku (jedna para uskuteczniała tam właśnie włamanie). Woda trochę zimna, ale nogi da się pomoczyć. Taki Bałtyk w sezonie :P









Czarne wulkaniczne skały:


Praia a Mare jest bardzo fajną, turystyczną miejscowością. Gorąco polecam na urlop. Ma zarówno piaszczyste jak i kamieniste plaże, jest tu co robić, gdzie spacerować. Samo miasteczko też jest urocze, ma fajny deptaczek i różne kawiarenki. Moim rodzicom by się tu spodobało :)


Noo, w końcu :D Prawdziwe, włoskie lody! Wybieramy pistacjowe i o smaku orzecha laskowego. Najlepsze lody jakie jadłam w życiu. Dwie gałki kosztowały 2 euro, ale warto za nie zapłacić nawet dwa razy tyle. Cudo!




 Ani się nie obejrzałyśmy a zrobił się wieczór. Idziemy na jedną z plaż oglądać zachód słońca. Podoba mi się tu.





Ktoś na jakimś blogu wspominał, że Tortora Marina jest bardzo urokliwą miejscowością. Ustawiamy więc GPS-a, który kieruje nas w miejsca, gdzie kompletnie nic nie ma. W pewnym momencie zauważamy znaki na "Centro storico" miejscowości o nazwie Tortora (bez dodatku Marina). Jedziemy. Droga prowadzi krętymi serpentynami w górę. W końcu naszym oczom ukazuje się piękna, stara osada. Wieje jak diabli, ale nie zważając na nic robimy sobie rundkę dookoła tego uroczego miasteczka.





Naszym ostatnim punktem na dziś jest statua Chrystusa w Maratei. Wydaje nam się, że takie spektakularne coś będzie widoczne z kilometrów. Przystajemy więc przy pobliskich górach i szukamy Chrystusa.



Dojeżdżamy do miejscowości. Parkujemy gdzieś w centrum i idziemy na poszukiwanie. Jest wiele innych religijnych pomników, ale Chrystusa ani widu ani słychu. Może jego widzą tylko wybrani? Obie nie byłyśmy w kościele ładnych parę lat, może nie jesteśmy godne :P Z Chrystusem czy bez, Maratea jest bardzo przyjemna i warta odwiedzenia.


Gdy już zamierzamy się poddać okazuje się, że mamy w aucie zasięg darmowego wifi. Googlujemy więc statuę i odnajdujemy na mapie miejsce, gdzie powinna być. Prowadzi do niego serpentyna na szczyt pobliskiej góry. Jedziemy więc. Po drodze napotykamy na rozjechanego węża. Nie myślałam, że o tej porze roku wychodzą tu węże. Trzeba będzie uważać przy wieczornym siku ;)


Ostatnia serpentyna jest sztucznie wybudowanym wiaduktem nad serpentyną niższego poziomu. Robi wrażenie, zwłaszcza o tej porze i przy takim wietrze. Gdy dojeżdżamy na parking przed Chrystusem okazuje się, że są tam jacyś goście w samochodzie. Niedobrze, chciałam tu spać. Upieram się na zanocowanie tu, żeby zobaczyć te widoki w świetle dziennym. Idziemy do statuy mając nadzieję, że ci kolesie nie wpadną na pomysł żeby coś nam zrobić. Ale pod Chrystusem to chyba trochę nie wypada. Pomnik wygląda ... dziwnie. I trochę przerażająco.






Przeokropnie wieje, a ci goście nie wyglądają jakby zbierali się do odjazdu, więc zjeżdżamy trochę niżej i parkujemy na poboczu. Autem silnie targa wiatr, przez chwilę zastanawiam się, czy nas nie porwie. Dobrze, że nie mamy tego Fiata 500 :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz