środa, 23 listopada 2016

EMIRATY 2016 - dzień 3 i 4

sobota, 12 listopada 2016

19 dzień podróży

Delhi -> Abu Dhabi -> Dubaj

Prosto z pociągu kierujemy się do bardzo eleganckiej stacji metra, skąd jedziemy bardzo eleganckim metrem prosto na bardzo eleganckie lotnisko. Śmiejemy się, że osoby przybywające do Delhi samolotem przeżywają jeszcze większy szok kulturowy niż my w Kalkucie, gdy wysiadają w Delhi z eleganckiego metra, po czym wsiadają do "wybitnie lokalnego" pociągu...


Delhijski cud techniki:

Lotnisko w Delhi poznajemy bardzo dokładnie, bo nasz samolot ma 6 godzin opóźnienia. Spacerujemy sobie po sklepach wolnocłowych i wkurzamy się trochę, że przez to możemy nie zdążyć do Dubaju. W związku z opóźnieniem dostajemy darmowy obiad, ale w porównaniu z indyjską kuchnią wydaje mi się on trochę bez smaku.


Sklepik z pamiątkami z klimatyczną muzyką na żywo.

Po paru godzinach czekania (szkoda, że nie wiedziałyśmy wcześniej - zdążyłybyśmy zwiedzić stolicę) w końcu ruszamy.


W Abu Zabi zostawiamy bagaże (tym razem jeden plecak zostawiłyśmy jako podręczny), płacąc dziką kwotę (równowartość 70 zł!!!) za przechowanie. Jeśli ma się bilet Etihada ważny na dany dzień, można przemieszczać się pomiędzy Emiratami darmowymi autobusami. Autobus jest bardzo elegancki, częstują nas wodą i dają chusteczki odświeżające. Zatrzymujemy się pod Etihad Travel Mall, który jest o chyba dwa przystanki metrem od Burj Khalifa. Chcemy obejrzeć tańczące fontanny.
Makieta lotniska w Abu Dhabi:

Stacja metra:

Spod Burja do fontann trzeba kawałek przejść. Zanim znajdujemy właściwą drogę (trzeba przejść przez centrum handlowe) fontanny przestają działać. No trudno, trzeba będzie jeszcze kiedyś tu przyjechać. Załapujemy się za to na pokaz świetlny na budynku Burja. Robi naprawdę niesamowite wrażenie.

Jedna z dubajskich ulic:

Akwarium w centrum handlowym:

Pod fontannami słyszymy sporo polskich głosów. Pewnie to ze względu na tanie loty, które niedawno uruchomił Wizzair. Widzimy też sporo szczęśliwych Arabskich rodzin. Faceci w białych sukienkach czule obejmują swoje żony, trzymają je za ręce, uśmiechają się do nich. Dookoła nich zazwyczaj pełno dzieci. Kobiety - mimo hidżabów (a może czadorów?) na głowach wyglądają na bardzo zadowolone. Ciekawe, czy to tylko tak na pokaz czy rzeczywiście jest im po prostu dobrze. Zaczynam zazdrościć muzułmankom - no koniec świata ;)


A to pokazy świateł na Burdżu:





niedziela, 13 listopada 2016

20 dzień podróży

Dubaj -> Abu Dhabi -> Berlin Tegel -> Warszawa -> Jaworzno

Zwiedzanie Dubaju kończymy koło północy. Okazuje się, że metro już nie jeździ, autobusy też. Pierwszy publiczny transport mamy około 6-7 rano. Za późno. No nic, jedziemy taksówką na ten Etihad Travel Mall, bo stamtąd około 4 w nocy jedzie pierwszy autobus na lotnisko. Tam mówią nam, że miejsca na niego są już zarezerwowane i raczej mała szansa, że się zmieścimy. I że nawet jeśli, to bilet kosztuje 80 dirhamów od osoby? Ale że co? Przecież mamy bilet na samolot Etihada, więc bus powinien być za darmo. No nie, bo nasz lot obsługuje Air Berlin. Pokazujemy nasze karty pokładowe z nadrukiem Etihada, bo Air Berlin jest jego partnerem, no ale bycie partnerem tu nie wystarczy. Nie widząc szczególnie innej opcji bierzemy taksówkę, za którą płacimy 200 dirhamów (czyli po przewalutowaniu kasy wypłaconej na ten cel z bankomatu) coś koło 250 złotych. No trudno. Zawsze można byłoby łapać stopa, ale jesteśmy tak zmęczone, że prędzej zasnęłybyśmy przy tej drodze niż złapałybyśmy coś do Abu Dhabi.

To hala odlotów. Baaardzo wygodne fotele ;)


Samolotowe jedzenie to świetna sprawa :P







Karolina czuje się już bardzo fatalnie, więc w Berlinie nie wychodzimy na miasto tylko czekamy te prawie 8 godzin na lotnisku. Warunki do spania są tutaj średnie, ale udało mi się oszukać system darmowego internetu na 45 minut tak, że działał mi przez cały czas oczekiwania (wystarczy łączyć się przez okno incognito w przeglądarce - wtedy ten głupi system nie zachowuje historii i nie widzi, że 45 minut było już wykorzystane). Na szczęście tym razem samolot nie ma poślizgu. W Warszawie lądujemy chwilę przed 22. Bagaże doleciały (ten drugi nadałyśmy w Berlinie bo i tak miałyśmy przekroczony limit podręcznych), auto na parkingu zapaliło. Po drodze na Śląsk pada śnieg, co wydaje mi się niesamowicie surrealistyczne w kontekście upałów sprzed kilku godzin. W domu jestem coś około 5 rano. No to jak zwykle - szybki prysznic i do pracy. Pora wracać do rzeczywistości i szykować kolejne wyjazdy ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz