środa, 6 lipca 2016

AZERBEJDŻAN 2016 - dzień 3

sobota, 25 czerwca 2016

deszczowe Baku

Dawid chce dziś dłużej pospać, zbieram się więc rano i jadę na lotnisko spróbować kupić bilet do Nachiczewanu. Podobno te loty są bardzo oblegane i trzeba je kupować z wyprzedzeniem, chcę więc zobaczyć co i jak.
O dziwo dziś pada od rana. Deszcz w Azerbejdżanie? Może to i dobrze, przyda się dzień odpoczynku od upałów. Opuszczam więc naszą rezydencję (w naszym hostelu za cenę 15 manatów zamiast miejsca w dormie dali nam pokój dwuosobowy w części "hotelowej" - chyba mieli już dość naszych nocnych balkonowych dyskusji). To właśnie nasz apartament:



Dalsze plany na dzisiejszy dzień uzależniam od tego, czy i na kiedy kupię bilet. Jeśli nie będzie szans polecieć dziś lub jutro rano to chyba najrozsądniejszą opcją będzie - zważywszy na czas i niechęć współtowarzysza do podróży komunikacją - odżałować kasę i wynająć auto żeby w końcu porządnie pozwiedzać. Zobaczymy.
Autobusy na lotnisko odjeżdżają z dworca przy 28 maja. Wprawdzie nie mam daleko ale postanawiam pozwolić sobie na odrobinę luksusu i pojechać metrem.

Jedne z wielu imponujących bakijskich "szklanych domów":

Na lotnisku dowiaduję się, że loty do Nachiczewanu odbywają się z drugiego lotniska (tego, które na poniższym zdjęciu widać z okna). Idę więc podpytać co i jak. Okazuje się, że samoloty z Baku do Nachiczewanu odbywają się średnio co dwie godziny od rana aż do 2 w nocy. Z ekranu w poczekalni wynika, że jedynym dostępnym lotem na dziś jest lot po 22-giej. W sumie nawet mi to pasuje - prześpimy się na lotnisku a rano pojedziemy pociągiem/autobusem/stopem do Szachbuz żeby stamtąd dostać się nad jezioro Batabat. Piszę więc do Dawida (przez facebooka - bo oczywiście siedzi w pokoju w telefonie ;) ), że zamierzam kupić te loty (powrotny na kolejną noc tak, żeby być w Nachiczewanie jeden pełny dzień) i udaję się do okienka. Tak jak przypuszczałam, nikt nie mówi po angielsku. Po chwili jednak wołają jakąś dziewczynę, która jako-tako posługuje się językiem Szekspira. Strasznie się dziwi, co ja tu robię. Pyta, po co przyjechałam do Azerbejdżanu i nie chce mi wierzyć kiedy mówię, że w celach turystycznych. Jeszcze bardziej dziwi się, że chcę lecieć do Nachiczewanu. No ale jak to? Pozwiedzać? Popatrzeć? Tak po prostu? Nie w związku z pracą? Dziwne, naprawdę dziwne ;)
Bilet kosztuje 70 manatów w jedną stronę (dla obcokrajowca - Azerowie płacą po 50). Gdy dostaję go do ręki okazuje się, że widnieje na niej godzina 17:30. Hmm, no było przecież napisane, że nie ma już miejsca na ten lot. Nie chcę już zmieniać ustaleń z Dawidem, więc proszę o przebukowanie na tą 22-gą. Po chwili, z portfelem lżejszym o 140 manatów, trzymam w ręce moje upragnione bilety. Jest już prawie 11-ta, więc nie za bardzo jest czas ruszać się gdzieś dalej (myślałam o Gobustanie, ale mogłabym nie zdążyć na 20-tą, na którą kazali mi się stawić na lotnisku, zresztą i tak nie ma pogody). Wracam więc do Baku (myśląc sobie, że już chyba nigdy się z tego miasta nie wyrwę) z myślą, żeby trochę się poszwendać. W międzyczasie dołącza do mnie Dawid, który już zdążył się ogarnąć i nawet kupić bilet w jakimś biurze podróży. Przestało padać, więc mamy świetną pogodę na zwiedzanie.




W tym sklepiku na starym mieście ostatniego dnia kupimy pamiątki. Bardzo fajny asortyment i bardzo miły pan. Gorąco polecam.
ps. Targujcie się :)


Kierując się w stronę promendady (zastanawialiśmy się nad przejechaniem się tamtejszą karuzelką taką jak słynne London Eye) zupełnie przypadkiem trafiliśmy na stację kolejki szynowej. Dojeżdża prawie pod same Flame Towers. Przejazd nic nie kosztuje, ale czasem ze względu na dużą liczbę chętnych trzeba trochę poczekać. Trafiliśmy akurat na moment, kiedy jeden pociąg był już pełny i czekał aż ten przeciwny przejedzie przez zwrotnicę żeby mogli się minąć. Tutaj nie robią tak jak w kolejce na Gubałówkę, że upychają ludzi jak sardynki w puszce. Jedna kolejka zabiera tylko tyle osób ile jest miejsc siedzących. Siedzenie jest obowiązkowe - nie można np. stać przy szybie z przodu.
No to jedziemy :)



Najlepszy widok na wieżowce udało nam się znaleźć sprzed budynku ze zdjęcia poniżej.





Po obejrzeniu wieżowców idziemy alejką wzdłuż cmentarza ofiar radzieckiej interwencji w Baku. Dochodzimy do placu, z którego rozciąga się przepiękny widok na całe miasto.







Trochę jeszcze spacerujemy po stolicy, ale czas tak szybko upływa że ani się obejrzeliśmy a już trzeba było ruszać na lotnisko. Gorąco polecam Wam kebaba z budki za przystankiem na 28 maja (koniecznie w cieście, czyli lavaz). Kosztował 1,60 manata a był to najlepszy kebab jaki w życiu jadłam.


Gdy wieczorem czekamy na samolot odzywa się Nasib, który znów chce nam pomagać. Po ostatnim doświadczeniu nie chcę nawet o tym słyszeć, ale Dawid się upiera, że Nasib przyśle po nas na lotnisko jakiegoś kolegę, który chce nas przenocować. Podejrzewam (niestety znów słusznie) jak to będzie wyglądało i zaczynam żałować, że nie poleciałam sama tym wcześniejszym lotem. Mogłabym wtedy zdążyć rozbić namiot na noc nad Batabatem, a tak to pewnie znowu wylądujemy w taksówce i hotelu. Ech, chciałabym, żeby moje przeczucia mnie czasem myliły.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz