poniedziałek, 30 listopada 2015

KAMBODŻA 2015 - dzień 16 (ostatni)

poniedziałek, 9 listopada 2015

Bangkok Suvarnabhumi -> Katar Doha -> Warszawa Okęcie -> Sosnowiec Główny -> Jaworzno

Pierwszy lot praktycznie cały przesypiam. Niestety nie lecimy już takim wypasionym cudem jak w drodze do Bangkoku, ale przynajmniej wygodnie się śpi. Nikt przed nami nie siedzi, więc możemy ułożyć się jak chcemy. Załapujemy się na zestaw śniadaniowy - wybieram naleśnika. Dobry, choć to nie to co w Kambodży ;)


A to panorama Kataru nad ranem widziana z okna palarni.

Drugi lot niespodziewanie był bardzo rozrywkowy. Siedzę koło dwóch chłopaków z Polski. Od słowa do słowa zaczynamy coś tam ze sobą gadać. Na początku mam na to średnią ochotę, bo chcę spać, ale że rozmowa jest całkiem ciekawa to postanawiam przełożyć spanie na jazdę pociągiem. Okazało się, że chłopaki wracają z podróży służbowej z Indii. Poopowiadali o tych Indiach, potem ja o Kambodży, potem oglądaliśmy ich zdjęcia, potem nasze, a że zdjęcia najlepiej ogląda się przy szklance wina tudzież whiskey a jeszcze lepiej przy wielu szklankach owego dobra, to podróż zleciała w naprawdę przyjemnej atmosferze zakończonej wymianą wizytówek i obietnicami przyszłej współpracy biznesowej (z towarzyszką, która pracuje w tej samej branży co oni) tudzież wypadu pod namiot (to ze mną). A to parę fotek z samolotu:






W Warszawie czekało nas zderzenie z szarą polską rzeczywistością - ciemno, zimno, smutni ludzie w autobusie, niesympatyczni urzędnicy (w naszym autobusie starsza pani, która pierwszy raz była w Warszawie dostała mandat, bo włożyła bilet do kasownika nie w tą stronę i się nie skasował) i PiS u władzy... ehh...
Na dworcu udaje mi się niemalże w biegu wsiąść do pociągu na Śląsk (zdążyłam dzięki temu, że miał 4 minuty opóźnienia). Wprawdzie to Intercity i płacę za niego jak za zboże, ale myślę sobie, że przynajmniej będę parę godzin wcześniej w domu. Rzeczywiście, po dwóch godzinach jestem już w Sosnowcu (choć to ponoć akurat nie Śląsk ;) ). Zaoszczędzony czas tracimy na uruchomienie zepsutego auta mojego Taty (z niewiadomych przyczyn nie chciał odpalić i z równie niewiadomych przyczyn odpalił po godzinie stania), ale - koniec końców - wieczorem jestem w domu, gdzie czas najwyższy szykować się do jutrzejszego pójścia do pracy.

Czas na planowanie kolejnego dzikiego wyjazdu. Powiem Wam w sekrecie, że mam już bilety ;) Ale ćśś...

1 komentarz: