czwartek, 4 września 2014

RUMUNIA 2014 - dzień 14

sobota, 23 sierpnia 2014

Tak jak podejrzewaliśmy, obudziliśmy się na pięknej polance otoczonej górami. Pogoda jest piękna. Robimy sobie zupkę, na co z zaciekawieniem patrzą lokalni zbieracze grzybów. Po śniadaniu idziemy na krótki spacer po okolicy. Góry Rodniańskie są podobne do Gór Bucegi - też takie "bieszczadzkie".














Ruszamy dalej w kierunku Borsy. Nasza kolejka znajduje się w kompleksie turystycznym Borsy. Po drodze natrafiamy na stojący w poprzek drogi samochód. Zauważamy, że jego przednia część jest niebezpiecznie blisko przepaści. Cały jego bok jest rozbity. Zatrzymujemy się i wybiegamy szybko sprawdzić, czy w środku są ludzie i czy nic im nie jest. Na szczęście samochód jest pusty, jego właściciele pewnie poszli szukać pomocy. Auto miało dużo szczęścia, bo okazało się, że tym, na czym się rozbiło był metalowy słupek dzięki któremu samochód nie spadł w przepaść. Zjeżdżając, rozglądamy się ale nie spotkaliśmy żadnych ludzi, pewnie ktoś im pomógł już wcześniej.
Kompleks Borsa jest niewielką, malowniczą wioską. Kolejka jest widoczna już z daleka. Na szczęście jeździ.



Bilet na kolejkę kosztuje 10 lei w jedną stronę. Opłaca się, bo trasa jest całkiem długa (nie kończy się na wzniesieniu, które widać powyżej - za nim jest kolejne i kolejne). Cieszymy się z ładnej pogody.








Z górnej stacji wyciągu do wodospadu trzeba iść pół godziny szlakiem. Trasa jest przyjemna, prowadzi głównie w dół. Trochę przeszkadzają podpici turyści. Ze zgrozą patrzymy, jak jeden z nich, żywo gestykulując, o mało nie zrzuca na twarde kamienie swojego dziecka, które siedzi mu na ramionach. Chwilę później ten sam gościu próbuje łapać zaskrońca, który pełznął ścieżką. Przyspieszamy trochę żeby zostawić tę podejrzaną grupę w tyle.
Wodospad jest naprawdę wielki. Podobno jego długość ma ponad 90 metrów. Poniżej wodospadu znajdują się drewniane ławy i stoliki. Można tam też rozpalać ognisko. Siedzimy tam chwilę, po czym zbieramy się w drogę powrotną. Podziwiamy jeszcze trochę krajobrazy w okolicach kolejki i zjeżdżamy na dół.













Widoki z kolejki są rewelacyjne:





Oryginalny pomysł na płotek:




Zauważamy, że przednie opony auta są w fatalnym stanie. Dobrze, że były niedrogie. Mamy nadzieję, że się jakoś "dokulamy" do Polski. Zobaczcie sami (a na wyjazd lepiej zabierzcie jakieś używane):



Zanim pojedziemy w dalszą drogę (szlakiem drewnianych kościółków) zwiedzamy miejscowy drewniany kościółek. Cudo. Idealne miejsce dla wielbicieli kultury i sztuki ludowej, do których się zdecydowanie zaliczamy.








Mały postój w miejscowości Bogdan Voda:


Pierwszą z drewnianych cerkiewek z listy Unesco jest kościółek w Ieud. Jedziemy do tej malowniczej wioski. Jest dość późno, więc jest już zamknięte, ale oglądamy sobie go z zewnątrz. Robi się pochmurno, chyba będzie burza.





Wioski przez które przejeżdżamy są bardzo malownicze, wiele domów jest drewnianych i takich "marmaroskich". Przy drodze, przed ogrodzeniem każdego z domów znajdowała się ławeczka, gdzie przesiadywały najczęściej babuszki, a nierzadko nawet całe rodziny. I tak sobie siedzieli patrząc na drogę i przejeżdżające samochody. Z racji że to sobota napotkaliśmy kilka ślubów. Kobiety ubrane były zwykle w stroje regionalne - białe bluzki i kolorowe, kwieciste spódnice. Wyglądało to przepięknie. Urok marmaroskich wiosek urzekł nas do tego stopnia, że przez kilka godzin jeździliśmy po nich, oglądając ludzi i zabudowania i machając babuszkom, sprawiając im  tym wielką frajdę. Ciekawym elementem lokalnej kultury były też garnki porozwieszane na drzewach. 




















Kolejny drewniany kościółek do którego wstąpiliśmy był w Poienile Izei. Też jest zamknięty, ale to nic nie szkodzi. Drewniane cerkwie mają swój niepowtarzalny urok. Zwłaszcza sposób kładzenia drewnianej "dachówki", kształty, w jakie dachy były formowane zdecydowanie mają to "coś". Na cmentarzu było pełno śliwek. Mieliśmy na nie ochotę, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy - w końcu to cmentarz.










Robi się czarno i zaczyna padać. Jedziemy więc do Barsany, znajdujemy przytulny parking i robimy zupkę. Na szczęście chwilowo przestaje padać. W nocy jest straszna burza. Naprawdę straszna, pioruny wręcz oślepiają. Dobrze, że nocujemy w samochodzie, bo pod namiotem w taką noc byłoby średnio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz