niedziela, 6 października 2019

TURCJA 2019 - WPROWADZENIE

Pomysł na wyjazd do Turcji zapoczątkowała... Norwegia. Pewnego dnia zaczęłyśmy z Anią zastanawiać się nad kontynuacją naszej podróży do Norwegii - tym razem do jej północnej części. I tak od słowa do słowa doszłyśmy do wniosku, że bilety w tym roku są drogie, a w sumie to może warto najpierw wybrać się tam, gdzie nas jeszcze nie było. A że bardzo dobrze wspominamy wspólny wyjazd do Maroka, to może by tak rozważyć jakiś kraj w podobnych klimatach? Akurat znalazłam całkiem tanie loty Ryanaira z Bratysławy do tureckiego Dalaman i okazało się, że Ania i Wojtesz też mają z Anglii tanie połączenie w tym terminie. Uznaliśmy to za znak od losu i kupiliśmy bilety. Jako czwarty dołączył do naszej ekipy Gabrysz, przezajebisty towarzysz znaleziony przez grupę facebookową. Razem stworzyliśmy naprawdę mega ekipę!

Trasa
To był trudny wybór, bo cała Turcja obfituje w ciekawe miejsca. Drogą eliminacji zdecydowaliśmy się zrobić kółko wzdłuż południowo-wschodniej części kraju. Myśleliśmy jeszcze o pojechaniu do Dogubayazit - miasta pod granicą armeńską, bo to pozwoliłoby zobaczyć jezioro Wan i górę Ararat, ale musielibyśmy się gonić, a przecież Turcja jest na tyle blisko, że można kiedyś przyjechać jeszcze raz. Nie pojechaliśmy też do Stambułu, ale miasto to jest na tyle interesujące, że warto rozważyć tam jakiś dedykowany citibreak.
Podróżowaliśmy autem wynajętym z lokalnej wypożyczalni. Przy podziale na czterech koszt na cały dwutygodniowy trip (w którym zrobiliśmy około 3500 km) wyniósł 300 zł.

Jedzenie
Długo nad tym myśleliśmy, ale z racji ograniczonego bagażu odpuściliśmy gotowanie na butli, żeby nie musieć wieźć całego tego szpeju. W Turcji nie jest drogo - kebs u lokalsów można dostać za niecałe 4 złote. Śniadania robiliśmy sobie sami (oprócz kilku ostatnich dni, w których chodziliśmy się stołować), chyba, że zostaliśmy zaproszeni przez miejscowych (o czym będę pisać w stosownym czasie). Na kawę, ciacho i obiadokolację chodziliśmy do lokalnych spelunek. W międzyczasie przegryzaliśmy w aucie chałwę i tureckie galaretki ;)

Spanie
Poza jedną nocą spędzoną w skalnym hotelu w Kapadocji wszystkie pozostałe biwakowaliśmy na dziko nad jeziorkami, na polach i na plażach. Turcja jest jednym z lepszych krajów do biwakowania. Doszliśmy do perfekcji w myciu się butelką :D Była jedna taka noc, że namiot Ani i Wojtesza byłby odfrunął, więc zostali zmuszeni szukać noclegu. Ja się uparłam, że zostaję tu choćby sama (wszak miejscówka była naprawdę przeurocza), więc przebiwakowaliśmy w tej wichurze, trzymając namiot żeby nam nie runął na łeb ;)
Noce były najpierw bardzo chłodne, a potem - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - bardzo gorące. Rekomendowałabym mieć cieplejszy śpiwór, bo nigdy nie wiadomo.

Koszty
Jak na dwutygodniowy wyjazd, na którym niczego sobie nie żałowaliśmy, wyszło tanio - jakieś 1900 zł na osobę (ze wszystkim - biletem, paliwem, autem, jedzeniem, pamiątkami, wizą, jednym wypasionym spaniem, itd.). Moje kształtowały się z grubsza tak:
80 zł - wiza (20 USD)
100 zł - nocleg
300 zł - wynajęcie auta
około 300 zł - paliwo
380 zł - bilety Ryanair + rejestrowany bagaż 10 kg
100 zł - Flibus do i z Bratysławy
około 650 zł - jedzenie, wstępy, pamiątki i alkohol (głównie lokalne wina) - alkohol niestety jest drogi.
Na upartego można by szukać trochę tańszego jedzenia albo gotować samemu, ewentualnie zrezygnować z alkoholu czy nie kupować nic do zabrania do Polski. Ale nie widzę możliwości ucięcia kosztów więcej niż o góra 200 zł (300 bez spania w skałach). Biorąc pod uwagę trasę jaką zrobiliśmy, wyszło naprawdę tanio.

Wyposażenie
Mieliśmy po jednym namiocie na dwóch, do tego dmuchany materac (Ania i Wojtesz) lub karimaty (my) i śpiwory (za cienkie!). Zimne noce ratowały nam kurtki przeciwdeszczowe i softshelle. Zawsze miejcie ze sobą. Abaja i inne czadory nie będą Wam potrzebne - nawet jak wyskoczycie w krótkich gatkach to na nikim nie zrobi to większego wrażenia. W ciągu dnia było ciepło - krókie spodenki i podkoszulki spokojnie dawały radę. Praktycznie przez cały wyjazd chodziłam w sandałach, choć warto mieć też awaryjne adidasy. Generalnie ubraniami się nie przejmujcie - na pierwszym lepszym bazarze kupicie sobie za grosze wszystko, co Wam potrzeba. Warto pamiętać o apteczce (pierwszy raz od lat przydał mi się plaster opatrunkowy), czołówce i scyzoryku.

No to ruszamy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz