sobota, 1 czerwca 2019

JORDANIA 2019 - WPROWADZENIE

Wyjazd do Jordanii zawdzięczamy tanim lotom Ryanairem z Krakowa (niecałe 350 zł razem z małym bagażem rejestrowanym). Już będąc w Izraelu wpisałam Jordanię na swoją listę celów, więc gdy pojawiły się w miarę tanie (bo podobno bywały jeszcze niższe ceny) loty, nie zastanawialiśmy się długo :)
Skład osobowy tej wyprawy z pewnych względów musi pozostać anonimowy, będziecie więc na zdjęciach widzieć dodatki w postaci wyłącznie mojej skromnej osoby.

Trasa
Ten niewielki kraj ma naprawdę wiele do zaoferowania. Warto spędzić tu co najmniej tydzień.
Naszą podróż rozpoczęliśmy od zwiedzania zamków pustynnych na wschód od Ammanu, następnie zrobiliśmy pętlę, przejeżdżając przez Jerash, a potem kierowaliśmy się na południe, zahaczając po drodze o Wadi Mujib, Morze Martwe, Petrę i Wadi Rum. Wyprawę ukoronowaliśmy słodkim nicnierobieniem w Akabie. Podróżowaliśmy - jak większość Polaków, których tam wszędzie pełno - wynajętym autem.


Jedzenie
Tym razem postanowiliśmy odpuścić butlę gazową. Ceny w lokalnych kebabowniach są porównywalne do naszych a region słynie z kawy po turecku, więc ograniczyliśmy się do orzeszków (średnio po paczce na dzień - jakby nie patrzeć, to pierdyliard kalorii) i batoników muesli. Na śniadanie kupowaliśmy "ciapaty" chleb i hummus w puszce, a do tego chałwę i takie małe puchate naleśniczki. Stołowaliśmy się najczęściej w miejscach, gdzie jedli lokalsi. Raz sobie pozwoliliśmy na elegancki obiad w restauracji dla turystów, ale po otrzymaniu rachunku uznaliśmy, że to był nasz ostatni raz ;)

Spanie
Pierwsze kilka nocy spędziliśmy w namiocie (na dziko w polach lub na pustyni, a raz gościnnie u arabskiego pasterza), jedną w zorganizowanym obozie w Wadi Rum, trzy w hostelu w Akabie (miały być dwie a potem spanie na plaży, ale trzecią noc dostaliśmy gratis, więc zostaliśmy) i jedną - ostatnią - w samochodzie. Uwaga - noce, nawet wiosenną porą - bywają chłodne.

Koszty
Ze względu na ten swój dziki przelicznik, Jordania wcale nie jest takim tanim krajem. Z tego, co oglądaliśmy na bookingu, średnia cena noclegu to jakieś 100 zł za osobę. Koszt auta w porównaniu do Europy zachodniej też jest dość duży. Litr benzyny PB90 kosztuje 0,75 JOD, czyli trochę ponad 4 złote (jakby ktoś chciał PB95, cena wzrasta do 1 JOD, czyli jakieś 5,60 zł). Ceny wody były zróżnicowane (im bliżej do Petry, tym drożej), ale duża butelka to tak średnio 2 zł. Największym kosztem na miejscu były wstępy. O Petrze (50 JOD!) nie wspominam, bo mieliśmy ją w Jordan Pass razem z wizą, więc wyszła taniej, ale przykładowo wejściówka do Wadi Mujib to 21 JOD a do Dany czy na bagna Al-Azrak - 8 JOD. Naprawdę fajną opcją jest Jordan Pass, bo w cenie pakietu są te wszytkie zamki (nie tylko pustynne) i ruiny w Jerash.
Nasze koszty kształtowały się następująco:
344 zł - bilet na samolot (w tym 96 zł za bagaż),
877 zł - wynajęcie auta na 10 dni,
288 zł - ubezpieczenie wkładu własnego do auta,
420 zł (czyli 75 JOD) - Jordan Pass z dwudniowym biletem do Petry,
224 zł (czyli 40 JOD) - pięciogodzinna wycieczka jeepem w Wadi Rum + nocleg na pustyni + śniadanie + kolacja
117 zł (czyli 21 JOD) - wejściówka do Wadi Mujib
56 zł (czyli 10 JOD) - prywatna plaża nad Morzem Martwym
60 zł - dwie noce w Akabie
około 700 zł - pozostałe (około 300 zł na paliwo, reszta to głównie jedzenie, kawa i pamiątki)
Jeśli ktoś bardzo chciałby, można jeszcze bardziej uciąć koszty rezygnując z auta (podobno autostop tam działa całkiem sprawnie, choć jest w większości płatny), kąpiąc się w Morzu Martwym na dziko (koniecznie mając ze sobą co najmniej pięciolitrowy baniak wody na osobę żeby się porządnie spłukać) czy eksplorując Wadi Rum na własną rękę (śpiąc we własnym namiocie i zwiedzając pieszo - w obozie spotkaliśmy Polaków, którzy w ciągu jednego dnia przeszli 40 km pustyni). Wydaje mi się też, że do Wadi Mujib można się włamać tak, żeby nie płacic za wejściówkę, ale wolałabym, żebyście tego nie testowali ;)

Wyposażenie
Mamy standardowy biwakowy zestaw w postaci namiotu, śpiworów i mat (w moim przypadku w formie aluminiowej przeciwsłonecznej nakładki na przednią szybę auta), oprócz tego trochę ciuchów (dziewczyny - nie musicie mieć arabskiego wdzianka - na mnie patrzyli na wariatkę jak w Jerashu wyskoczyłam w abaji), w tym kilka ciepłych (noce bywają chłodne, wierzcie na słowo), adidasy, sandały, strój kąpielowy, ręcznik z mikrofibry, scyzoryk, latarkę, apteczkę i hit sezonu - maskę Subea Easybreath z Decathlonu, która nad Morzem Czerwonym okazała się naprawdę genialna. Ważną sprawą jest też krem do opalania, bo słońce grzeje :)

No to w drogę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz