środa, 16 sierpnia 2017

LITWA, ŁOTWA, ESTONIA 2017 - DZIEŃ 5

środa, 26 lipca 2017

Tuja -> park narodowy Soomaa -> Parnawa -> Sareemaa

Budzi nas słońce, przez które w naszym namiocie robi się gorąco nie do wytrzymania. Super, pogoda nam dopisuje. Wygrzebujemy się więc ze śpiworów i ruszamy w dalszą drogę. Dziś chcemy dotrzeć na estońską wyspę Sarema.

Czy jest coś lepszego od takiego widoku o poranku?


Tak jak wspominałam Wam już wczoraj - pole namiotowe praktycznie na samej plaży:


 Po drodze na wyspę przejeżdżamy przez park narodowy Soomaa. Chcemy odnaleźć opuszczoną wioskę Toonoję, ale nie potrafimy odnaleźć ścieżki, która prowadzi do szlaku. Odnajdujemy za to początek trasy Ingatsi. Uznajemy więc to za znak od losu i wybieramy właśnie tę ścieżkę. Wprawdzie jest adnotacja, że ścieżka jest nieczynna, ale jesteśmy prawdziwymi Polakami, więc postanawiamy iść mimo wszystko.

Tabliczki pokazujące poziom wody w poszczególnych latach:

Ścieżka jest nieczynna z powodu remontu - trwa przebudowa drewnianego pomostu, którym prowadzi ścieżka. Jesteśmy jednak dzielni i brniemy przez nas w błocie po kolana, kąsani niemiłosiernie przez komary. W końcu jednak docieramy do mokradeł. Widok jest przepiękny, warto było się poświęcić.

Zaraz na początku ścieżki natrafiamy na platformę widokową, z której rozciąga się panorama mokradeł. Niestety, nie jest stąd widoczna część "mokra", do niej trzeba trochę podejść. Schodzimy więc z platformy i ruszamy wzdłuż desek licząc, że nikt nas stamtąd nie przegoni.



Po przejściu kilkuset metrów pojawiają się coraz to większe "kałuże". Mech i cała ta roślinność dookoła wbrew pozorom też jest w wodzie - nie próbujcie po tym łazić ;)




 Na zakończeniu ścieżki wybudowano (a właściwie budowano, bo spotkaliśmy tam pana z wiertarką) drewnianą wysepkę z ławeczkami, gdzie można sobie przysiąść i popodziwiać piękno przyrody.


Zanim wyruszymy na wyspę, idziemy jeszcze przejść się po starówce Parnawy. Fajna, turystyczna miejscowość z (podobno) ładną plażą. Warto przespacerować się wśród ciekawie zabudowanych uliczek, wstąpić na kawę, kupić pamiątki czy zjeść loda (a może wszystko na raz?) ;)







Prom odjeżdża co chwilę,  ale jest dość drogi. Za dwie osoby plus auto płacimy 14,4 euro w jedną stronę. No trudno, nic nie poradzimy. Szarpnijcie się, bo Sareemaa jest naprawdę fajną wyspą.

Prom dowozi nas na wyspę Muhu (gdzie podobno jest jedyny działający wiatrak w tym kraju), z której przez most docieramy na Saremę.  Udajemy się na wzgórze Angla. Wiatraki są dostępne do zwiedzania, jednak nie za bardzo jest taka potrzeba, bo z zewnątrz doskonale wszystko widać.






Na nocleg próbujemy dostać się w okolicę parku narodowego Vilsandi. Po przejściu paru kilometrów można dotrzeć do latarni morskiej, spod której ponoć można zaobserwować foki. Jest już dość późno (tutaj bardzo długo jest jasno), postanawiamy więc poszukać jakiejś fajnej miejscówki do spania.

Domek poniżej to ogólnodostępna chatka na parkingu pod szlakiem na latarnię. Sarema to świetne miejsce na biwak - praktycznie na każdym kroku można napotkać na udogodnienia dla turystów (takie jak na przykład ta chatka, w której w czasie niepogody można by nawet spać), toalety czy piece do grillowania (często nawet z przygotowanym drewnem).




Szukając miejsca do spania wjeżdżamy w jakąś boczną uliczkę i zupełnie niespodziewanie trafiamy na świetne miejsce biwakowe. Mamy widok na morze, szałas, ławeczkę, a nawet miejsce do rozpalenia ogniska. Sarema to naprawdę świetna miejscówa dla namiociarzy ;)


Rosyjskie mydełko-jabłuszko zawieszone na drzewku, pod którym spaliśmy:

Estońskie piwo i cydr jako dodatek do kolacji:

Taki zachód Słońca to tylko nad Bałtykiem:



Dzisiejsze koszty to niecałe 25 euro na osobę, z czego większość to paliwo i prom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz