środa, 22 marca 2017

WŁOCHY

WŁOCHY - "BUT" 2017
WŁOCHY - RZYM 2014
  • WPROWADZENIE
  • PLACE I FONTANNY 
  • RZYM STAROŻYTNY
  • WATYKAN
  • WYBRZEŻE

WŁOCHY - "BUT" 2017 - DZIEŃ 7

sobota, 11 marca 2017

Maratea -> Bari -> Bari lotnisko -> Katowice

W świetle dziennym zauważamy, że statua przedstawia bardzo młodego Chrystusa - bez charakterystycznej brody i długich włosów. Widok dzienny nie jest aż tak powalający jak ten wieczorny, ale i tak warto było poczekać tu do rana.















Pierwszą połowę dnia spędzamy na dojeździe do Bari. Trasa prowadzi nas przez Potenzę i otaczające ją górskie pasma. Na wierzchołkach zalega jeszcze śnieg.


Około południa docieramy do Bari. Znów udaje nam się znaleźć bezpłatne (chyba) miejsce parkingowe. Mam nadzieję, że nas nie odholują dwie godziny przed wylotem jak w Maroku ;)
W porównaniu z tymi wszystkimi oglądanymi przez nas miasteczkami Bari nie robi już dużego wrażenia. Ładne, białe, okazałe i puste.



Jednym z najważniejszych zabytków Bari jest Bazylika św. Mikołaja (na zdjęciu powyżej), z relikwiami świętego (a raczej drewna z jakiejś łódki, ponoć ukradzione Turkom). Kościół jak kościół, ale koniecznie warto zajrzeć do krypty, która się pod nim znajduje. Jest tam wiele kolumn, przy czym każda z nich jest inaczej zdobiona. Piękności.



 A to właśnie owe relikwie:







Włoskie oliwy - szkoda, że podróżujemy tylko z podręcznym ...



Na suszarkach ustawionych w uliczkach suszyły się domowe makarony:







To klatka schodowa jednej z kamienic:

 Katedra San Sabito (nie wchodziłyśmy, bo akurat w środku trwał pogrzeb):



 Uparłam się na pizzę z karczochem, ponoć specjalnością tych rejonów. Upatrzona przez nas restauracja akurat się zamknęła (ze względu na sjestę - chyba - lokale w większości zamykają tam o 15-tej i otwierają o 19-tej), szukamy więc czegoś innego. Karolina ma ochotę na włoskie spaghetti, więc może to znak, że to właśnie je trzeba dziś zjeść. a jednak nie - po drodze natrafiamy na fajną pizzerię. Na początku w ogóle nie orientujemy się, że to pizzeria, bo wyglądał jak jakiś taki bar z fast-foodem, z tymi włoskimi kanapkami, foccacciami i innymi za ladą. Po chwili dopiero zauważamy menu. Jest - pizza z karczochem :D Nawet niedroga (chyba jakoś 5,5 euro, no i nie pobierają opłaty za nakrycie stolika). Przepyszna była. Daję się jeszcze skusić na równie przepysznego pieroga z mozzarellą.





Wieczorem wracamy na lotnisko. Wyrobiłyśmy się szybko z czyszczeniem i tankowaniem auta, więc mamy jeszcze trochę czasu. Odnajdujemy piłkarzyki (działały za darmo, wystarczyło pociągnąć za drążek i wyskakiwały piłki) i gramy sobie (oczywiście Karolina spektakularnie mnie ogrywa :P) dłuższą chwilę. Obserwuje nas taki dziadeczek. Najpierw nieśmiało podchodzi, potem trochę zagaduje, a w końcu przyłącza się do gry. Wygląda naprawdę słodko. Widać, ze sprawiło mu to wielką radość.




Wyjazd okazał się naprawdę udany. Gorąco polecam Wam Włochy - nawet poza sezonem.