wtorek, 30 czerwca 2015

MALTA 2015 - dzień 9

Wtorek, 16 czerwca 2015 r.

Dzisiejszy dzień postanawiamy przeznaczyć w większości na plażowanie. Jedziemy więc na moją wymarzoną Ghajn Tuffiehę. Na szczęście dziś nie ma tylu ludzi co w weekend. Właściwie to plaża jest jeszcze prawie pusta. Leżymy tam do popołudnia, chłopaki nurkują, ja też co jakiś czas wskakuję do wody trochę popływać. Plaża jest w zatoczce, dzięki czemu odległość od brzegu do boi jest całkiem spora. Bardzo fajnie się pływa w lazurowej wodzie. Adasz wypływa jeszcze dalej, żeby poobserwować rybki. Raz wydawało mi się, że goni mnie płaszczka. Nie wiem, czy w Morzu Śródziemnym są płaszczki, ale widziałam w wodzie coś płaskiego i biało-szarego co sunęło w moją stronę. Od razu przypomniało mi się o podróżniku, który zginął ukłuty ogonem przez płaszczkę (nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale one chyba mają na końcu tego ogona jakąś truciznę). Na wszelki wypadek wolałam nie sprawdzać, co dokładnie mnie goni, tylko szybko uciekać ;)





Leżąc na plaży, w pewnym momencie zauważyłam ciemnoskórą dziewczynę, która sprzedawała jakieś rzeczy, niosąc na głowie wielki kosz. Pomyślałam sobie, że musi być koszmarnie zmęczona. Gdy do mnie podeszła, zaprosiłam ją do mnie na koc i poczęstowałam wodą i orzeszkami, które akurat miałam pod ręką. Dziewczyna okazała się imigrantką z Senegalu. Miała na sobie bluzkę z dekoltem, zza którego widać było mnóstwo blizn tak, jakby ktoś regularnie ciął ją nożem. Do tej pory mam ten obraz przed oczami. Każdy powinien coś takiego zobaczyć zanim zacznie narzekać na swoją pracę w korporacji, korki na drogach albo, że zabrakło błyszczyka w ulubionym odcieniu.

To właśnie ta dziewczyna:

Po zejściu z plaży robimy małą toaletę. Prysznic jest dziko drogi, wykorzystuję więc znalezioną pustą butelkę, żeby - niczym McGyver - umyć się cała łącznie z włosami. Ha, dzikość podróżowania wkracza na nowy poziom ;)
Po południu jedziemy pozwiedzać słynne trzy miasta. Tak naprawdę to trzy niezależne miasta (Cospicua, Senglea i Vittoriosa), ale położone bardzo blisko siebie co sprawia, że określa się je wspólnym mianem  "trzy miasta".










ławki z "nadmorskimi" idiomami:




Podczas gdy chłopaki czekają na  zapadnięcie zmroku, idę w górę schodów, które bardzo mnie zaciekawiły. Prowadzą mnie do niewielkiego ogrodu z przepięknym widokiem na Valettę i okolice.


 

 Tam na dole to Amal z Adaszem:




na czymś takim stoją budynki mieszkalne (kilkupiętrowe):





Ostatnią noc spędzamy w naszym stałym ogródku dopijając ostatnie butelki wina. Szkoda, że trzeba już wracać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz